Krzysztof Lewandowski
Buddyzm polski

Buddyzm z pewnością jest marginesem życia umysłowego Polaków, mierząc go liczbą wyznawców, majątkiem ruchomym i nieruchomym oraz skutkami społecznymi oddziaływania, choć te z pewnością są większe niż majątek.

Polacy są oddzieleni od bijącego źródła buddyzmu przede wszystkim tradycją katolicką, która blokuje wszelkie aspiracje poznawcze. Tam, gdzie autorytetem nieomylnym jest papież, trudno o jakąkolwiek poważną dyskusje światopoglądową. Dogmat jest kagańcem dla wszelkiej duchowości, niezależnie od tego, jak brzmi.

Natomiast podstawą wszelkich nauk buddyjskich, niezależnie od tradycji, z jakiej się wywodzą, jest akceptacja wszechobecnej zmienności, obejmująca także miraże dogmatów. Dotyczy to również statusu ontologicznego człowieka, który ulega subiektywnej przemianie w trakcie postępowania praktyki buddyjskiej. Oświecony buddysta staje się świadomym kreatorem własnego duchowego otoczenia, zainteresowanym przekazem "rozumienia", które stało się jego udziałem. Zaś katolik, gdy coś mu zaczyna świtać, to siedzi cicho jak pod miotłą, aby nie zostać wyklętym ze społeczności wiernych.

1000 lat katolicyzmu na ziemiach polskich wywołało ten skutek, że zatraciliśmy naszą boską podmiotowość. W kręgu zaczadzonych postawą suplikacyjną [supplico - na klęczkach, pokornie prosić, błagać, modlić się] katoliko-buddystów, do oświecenia nikt się otwarcie nie przyznaje. Wszyscy są "na drodze do", mimo wieloletnich często wysiłków i wyrzeczeń. Polscy buddyści przywykli już do tego ustawicznego "bycia na drodze" i oczekiwania przyjazdu nauczycieli, którzy mają wyższy poziom rozumienia czy wglądu.

Na czym polega ta wyższość importowanych nauczycieli, doprawdy trudno zrozumieć, zwłaszcza że oni też "gonią króliczka", o czym przekonujemy się co jakiś czas, gdy wybuchają skandale z ich udziałem.

Konkludując, uważam, że polska odmiana buddyzmu wywodzi się z negacji zewnętrznych przejawów obskuranckiego, gminnego katolicyzmu, podczas gdy wnętrze przekonwergowanego na buddyzm katolika, z jego czołobitnym stosunkiem do osobowego bóstwa, pozostaje zwykle nietknięte. Zamiast realizować naturę buddy, jesteśmy dalej czołobitni wobec Pana Boga i Najświętszej Panienki, występujących pod postaciami przyjezdnych i mówiących obcymi językami mistrzów lub pochodzących z innych kręgów kulturowych sutr. Nasze rodzime sutry mistrzów buddyjskich: Norwida, Mickiewicza, Gombrowicza, Stachury, Tokarczuk i wielu innych - pozostają wciąż do odkrycia na płaszczyźnie dokonań ducha.

Krzysztof Lewandowski