Cyber
Unifilaryzm

Dokąd zmierzamy jako kraj, jako naród, Polska?

Nożyce naszej politycznej schizofrenii rozwierają się. Wraz z zakupem samolotów F16 ekipa postkomunistów zafundowała nam nie tylko długi, które będziemy - jako podatnicy - spłacać poprzez wzrost represji policyjno-skarbowej w ciągu następnych nie wiadomo ilu lat.
Oto bowiem stajemy się - w ramach zachwalanego przez media offsetu - amerykańską kolonią produkującą bronie strzegące unilateralnej potęgi Stanów Zjednoczonych. W każdym polskim województwie powstaną w ramach tego programu fabryki amunicji i sprzętu służącego do jej przenoszenia - de facto służące zabijaniu i wzrostowi potęgi kompleksów militarystycznych.

Dawne polskie fabryki broni należą już, albo wkrótce będą, do Amerykanów, będą więc ściśle wypełniać zalecenia generałów Pentagonu i szefów wielkiego militarystycznego biznesu. Jak w każdej wielkiej korporacji instalującej się w naszym kraju - rządzący jej lokalnymi oddziałami dyrektorzy, prezesi, a także kierownicy kluczowych działów, czyli tzw. kadrę zarządzająca będą stanowić przybysze stamtąd, czyli w tym wypadku zza oceanu, albo osoby starannie poddane militarystycznemu praniu mózgów. To one będą podejmować decyzje produkcyjne i handlowe, a polskie świstaki będą zawijać gilzy ze śmiercionośnymi zawartościami. Work leads to freedom?

W związku z tym nasuwa się podstawowe pytanie - wobec kogo może być użyta broń produkowana przez Polaków na zlecenie Amerykanów w amerykańskich fabrykach zlokalizowanych na terenie Polski?
I jest też drugie pytanie, może ważniejsze: Czy Polakom tak napawdę jest już wszystko jedno, co robią, po co i dla kogo? Czy zamienianie naszego kraju w wielką zbrojownię Ameryki i jej koniunkturalnych sprzymierzeńców ma coś wspólnego z polityką pokojową i wizją pokoju, jakie mamy wypisane w konstytucji?

Są to pytania retoryczne, bowiem broń sprzedaje się tym, którzy służą interesom sprzedającego, a sprzedaje się po to, aby nabywca mógł za jej pomocą zabijać swoich (a zatem i sprzedającego) przeciwników. Początkiem tego procesu jest produkcja broni i amunicji, w czym Polska ma się specjalizować na arenie międzynarodowej w ramach propagowanego przez media programu offsetowego.

Według schematu fabularnego z filmów hollywoodzkich, strzelba wisząca na ścianie w pierwszym akcie, musi w trzecim akcie wypalić, aby film trzymał się kupy. Podobnie i broń oraz amunicja produkowana przez Amerykanów w fabrykach na terenie Polski - NA PEWNO BĘDZIE ZABIJAĆ innych ludzi. Czy nasze świstaki w wojskowych mundurach, z dumą występujące przed kamerami telewizji i mówiące o milionowych kontraktach i ratowaniu rynku pracy, mają tego świadomość, że samą produkcją uczestniczą w planie WOJNY, a nie pokoju? Czy taka refleksja w ogóle jest im dostępna, że Polska - szczycąca się Solidarnością i walką pokojową o demokrację (gruba kreska brzmi w tym kontekście jak pieśń pajaca) - staje sie oto za sprawą tych, którzy dzięki tejże grubej krece uniknęli represji - reką tyrana. Tyran zaś nie waha się rozlewać krwi wszędzie tam, gdzie służy to jego unilateralnym interesom, co potwierdził w licznych konfliktach, w jakich brał udział w drugie połowie XX i w pierwszych latach XXI wieku. Czyni to zresztą dużo skuteczniej niż tyran z czasów II wojny światowej. Wtedy za jednego zabitego Niemca zabijano 10 Polaków. W ostatniej wojnie irackiej na jednego zabitego Amerykanina przypadło 40 zabitych Irakijczyków.

Dwa miesiące temu prezydent Kwaśniewski Aleksander ogłaszał całemu narodowi, że na Bliski Wschód pojedzie nie więcej niż 200 polskich żołnierzy i że będą oni brać udział w zadaniach logistycznych, a nie militarnych, co okazało się być nieprawdą. Dzisiaj prasa donosi o kolejnym kontyngencie, tym razem 3000 polskich żołnierzy i policjantów. Czy naprawdę nikt z dziennikarzy nie dostrzega, że są to kpiny w żywe oczy, kompromitujące najwyższy polski urząd przed całym narodem?

Jaki jest zakulisowy powód tych kpin, trudno powiedzieć, bo kwestie te stanowią tabu dla stacji publicznych - w całości opanowanych przez postkomunistów - i komercyjnych, zarządzanych głównie przez amerykańskie media. Media milczą.

Nożyce politycznej schizofrenii rozwierają się, bo nie jesteśmy - jak może marzą po nocach nasi polityczni przywódcy - 51 stanem Ameryki, ale krajem leżącym w środku Europy, posiadającym własny język i tożsamość i świadomym roli politycznej, jaką odegraliśmy w dziejach jej narodów - związków niekiedy bolesnych, ale także pięknych.

Wydaje się, że Europa wyciąga wreszczie mądre wnioski z wojen i eksperymentów dziejowych ubiegłych lat, które pokazały, że po upadku dwóch tradycyjnych filarów imperializmu - filaru politycznego obalonego przez Rewolucję Francuską, zakazu odbudowy którego strzeże magiczne słowo "demokracja" oraz filaru religijnego, obalonego przez Rewolucję Październikową, zakazu odbudowy którego strzeże magiczne słowo "nauka" - unilateralizm USA trzyma się obecnie na jedynym filarze imperializmu, jaki się ostał - filarze ekonomicznym.

Jego udźwig jest proporcjonalny do powszechności zwyczaju wyceny ropy w dolarach, choć odnogi tego przywileju siegają daleko poza ropę i sprawy z nią związane. Za bezpłatną ropę (dolary kreuje się dziś mocą podpisu, a nie produkcji) można bowiem bez trudu uzyskać pozycję lidera we wszystkich niemalże dziedzinach gospodarki.

Mieliśmy w Polsce po drugiej wojnie światowej hasło: "Cały naród buduje swoją stolice". Obecnie, niejawnie, obowiązuje podobne prawo: "Cały świat buduje potęgę USA". Wycena ropy w dolarach sprawia bowiem, że dolary są w ogromnych ilościach eksportowane poza granice USA - bez skutków ujemnych na jej wewnętrznym rynku w postaci inflacji.

Ponieważ amerykańskie pieniądze, eksportowane dzięki gwarancjom możliwości zakupu przez nie ropy naftowej, nie mają żadnego pokrycia w wartościach lub środkach trwałych, można przyjąć, że importowana przez USA ropa jest „prezentem” od świata dla tego kraju. Prezent ten, to ok. 12 proc światowego wydobycia ropy i Ameryka otrzymuje go rok w rok, dzień w dzień - przynajmniej od roku 1971, kiedy to całkowicie uwolniono dolar od ciężaru złota. Dzięki tak olbrzymiej ofiarze, jaką ponosi świat na rzecz USA, kraj ten zbudował przemysł i laboratoria, zapewniające priorytet we wszystkich niemalże dziedzinach gospodarki.

Mimo tak olbrzymich korzyści wynikających z przywileju jednego kraju wobec innych, polegającego na możliwości eksportu własnej waluty poza granice własnego rynku wewnętrznego w zamian za towary napływające na ten rynek z całego świata, USA nie dzieli się z długoletnimi "ofiarodawcami" (albo ofiarami) owocami swoich sukcesów technicznych oraz naukowych, które były możliwe dzięki tym ofiarom - tylko je SPRZEDAJE. Co dastali za darmo, sprzedają podwójnie drogo.

Służy temu prawo patentowe i autorskie, będące elementem systemu liberalnego, narzucane swiatu pod szyldem dostępu do wolnego rynku. Prawo to jest transponowane w świat przez potężne organizacje finansowe oraz lobbystyczne i służy petryfikacji oraz rozszerzaniu zdobytych przywilejów. USA rozrasta się przez to w sposób niekontrolowany, zwany przez ekologów niezrównoważonym, gdyż jego wzrost odbywa się z dodatnim sprzężeniem zwrotnym.

Na haczyk liberalizmu właśnie dali się nabrać polscy rewolucjoniści spod znaku Mazowieckiego, którzy zaczęli wkraczać na salony Europy i świata, nic nie wiedząc na temat kreacji pustego pieniądza, ani o częściowych rezerwach walutowych i zdający się unikać trudnych pytań w rodzaju: czemu w "najliberalniejszym" kraju na świecie jeden procent ludzi siedzi w więzieniach.

Liberalizm - rozumiany jako system prawny oraz sposób jego egzekwowania - to zarówno żródło, jak i konsekwencja oparcia systemu władzy na jedynym filarze, jaki pozostał władzy do budowy antydemokratycznego społeczeństwa - filarze ekonomicznym. To na tym uni-filarze zbudowana jest obecna, unilateralna moc.

Rosjanie nauczyli się bronić przed amerykańskim unifilaryzmem znacznie lepiej, niż poprzez zamykanie się w getcie politycznej i gospodarczej autrakii pseudo-komunizmu. Zamiast izolować się za żelazną kurtyną, zaczęli prowadzić podwójne życie gospodarcze - egzystencję w dwóch równoległych wymiarach - w podziemiu gospodarczym i nadziemiu polityczno-gospodarczym, zabezpieczającym interesy tego pierwszego.

Skutecznie też biznes rosyjski zamienia własne rezerwy dolarowe na czerwońcowe (od kiedy te stały się znów legalnym środkiem płatniczym), uniezależniając się od niestabilności gospodarki USA. O tym, jak mądra i dalekowzroczna jest to polityka świadczy stały i szybki wzrost wartości złota na giełdach światowych, przynoszący rosyjskim biznesmenom inwestującym w czerwońce realny, a nie tylko papierowy profit.

Trudno też znależć racjonalne argumenty przeciw podziemiu gospodarczemu, gdy jest ono drugim obiegiem dla całego państwa, a nie tylko wybranej grupy obywateli i w którego dalekowzrocznym interesie leży pokój, gdyż systemy drugiego obiegu są wydajniejsze niż obciążone balastem administracji systemy jawne.

Dalekowzroczna i dość klarowna jest także polityka pokojowo zorientowanych Niemiec, które dwukrotnie w ciągu ubiegłego wieku dały się nabrać na mit militaryzmu, podsycany przez propagandystów z kręów przemysłowych. Niemcy już wiedzą, że mit ten jest zgubny nie tylko dla jego wyznawców, ale dla calych narodów, więc zbiorowy wysiłek od wielu lat kierują na przekształcenie swojego kraju w nowoczesny i stabilizujący fragment zjednoczonej Europy, a nie w sprawną maszynkę do produkcji czyjegoś nieszczęścia.

Niemcy zrozumieli także, że warunkiem bycia krajem pokojowym i stabilizującym jest jego własne zrównoważenie gospodarcze, objawiające się pozytywnym bilansem energetycznym. Stąd ogromne nakłady, jakie w tym kraju od wielu lat przeznacza się ze środków publicznych na ocieplanie domów, poprawę sprawności maszyn oraz budowę alternatywnej sieci energetycznej, opartej na wietrze i Słońcu. Niemcy wycofują się też radykalnie ze swojego programu energetyki jądrowej, który zbudowano na fałszywych założeniach.

W Polsce nie widać żadnej z dwóch tendencji politycznych

1) nie wkładania wszystkich aktywów do jednego, dolarowego koszyka
2) promowania alternatywnych źródeł energii i myślenia ekologicznego w skali całej planety, a nie tylko jednego państwa czy bloku państw

realizowanych przez naszych sąsiadów, wynikających z rzetelnej wiedzy na temat światowych przepływów finansowych oraz ich związków z równowagą ekologiczną planety. Są to związki istotne, znane i rozpoznawalne przez naukę od lat, a wiedza o nich powinna przenikać do narodów i być znacznikiem pozytywnych przemian w kierunku cywilizacji bez wojen, umiejących współistnieć pokojowo.

W Polsce widać za to wyraźnie coraz silniejsze podporządkowanie rządzącej ekipy idei uni-filaryzmu, za którą kryje się rosnąca militaryzacja naszego kraju w coraz większym oderwaniu od idei pokojowych. W ustach naszych polityków ekologia i pokój stają się pustymi frazesami, za którymi nie stoi zrozumienie, czym ekologia jest, i z czego pokój wyrasta.

(kwiecień 2003)
Cyber