Krzysztof Lewandowski - Bumerang (2)

Powstanie Banku Anglii (Bank of England) to przełomowe wydarzenie w dziejach cywilizacji Zachodu. Można rozsądnie dowodzić, że był to rzeczywisty początek epoki przmysłowej, choć, moim zdaniem, bardziej słuszne byłoby ją nazywać epoką bankową. Wydarzenie to oznaczało bowiem początek panowania banków nad rządami.

Bank Anglii był niewątpliwie dzieckiem wojny. Zrodziła go nagła potrzeba finansowa, w jakiej się znalazł Wilhelm III Orański, król Anglii i książę Niderlandów, w samym środku wojny z Francją, w roku 1694. Na dokończenie tej wojny na gwałt potrzebował pieniędzy, a skarbce królewskie były puste.

Zauważmy, że w podobnej do Wilhelma sytuacji znajduje się dzisiaj wiele rządów prowadzących politykę nie liczącą się z wypracowywanymi przez ich społeczeństwa zasobami, zwanymi budżetem. Budżet to dzisiejszy odpowiednik królewskiego skarbca. Dziś, gdy kasy państwowe są puste, a potrzebne są pieniądze na kontynuowanie wojen czy realizację programów, na które rządów nie stać, zwracają się one do banków centralnych po pożyczki i takie rozwiązanie problemu wydaje nam się całkiem naturalne. Nie zastanawiamy się, co to dla nas – obywateli - praktycznie oznacza i traktujemy jako oczywistość fakt, że rząd wypuścił kolejną transzę obligacji skarbu państwa i załatał w ten sposób kolejną dziurę budżetową.

Rozwiązanie z obligacjami wcale nie było oczywiste ponad 300 lat temu. Pod koniec XVII wieku centralne instytucje bankowe dopiero raczkowały, ucząc się mechanizmów, których wykorzystanie doprowadziło pod koniec XX wieku do ich niezwykłego rozwoju i supremacji nad rządami wszystkich państw świata. Wtedy istniał jedynie pierwowzór dzisiejszego systemu banków centralnych – Bank Amsterdamu.

Wilhelm III musiał świetnie znać praktykę tej instytucji, skoro nie zwrócił się do niej z prośbą o pożyczkę na dokończenie wojny. Bank Amsterdamu był wtedy okrzepłą już w niemal stuletnim działaniu organizacją, stanowiącą porozumienie bankierów służące im w podobny sposób, jak cech rzemiosł szewskich służył szewcom. Nie była to instytucja charytatywna i tak jak żaden szewc nie robił butów za darmo, tak samo żaden z banków zrzeszonych w banku centralnym nie pożyczał pieniędzy bez solidnych zabezpieczeń materialnych, których Wilhelm nie posiadał.

Posiadał jednak zabezpieczenie niematerialne, jakiego nikt mu jeszcze nie odebrał, dopóki wojna się toczyła. Tym zabezpieczeniem była władza królewska w Anglii, z czego zapewne zdał sobie sprawę medytując nad sposobem wybrnięcia z opresji, w jakiej się znalazł. Gdyby stracił i to, nie miałby już nic. Zapewne wtedy właśnie, przyciśniety do muru i natchniony przez doradców w rodzaju dzisiejszego Jeffreya Sachsa, wpadł był Wilhelm na pomysł, że władzę można spieniężyć. Król pojął, że może sprzedać swoje królestwo, podobnie jak dzisiaj urzędnicy państwowi pojmują już, że mogą sprzedawać swoje państwo.

Ile kosztowała Anglia? Odpowiedź na to pytanie przyszła szybko, gdyż Wilhelm III był pod naporem naglącej sytuacji, a w obszarze dekretów wciąż był władcą niepodzielnym. Przedstawicielem uczestniczący ze strony londyńskiej socjety bankowej w pertraktacjach z królem był William Paterson, który – jak wieść głosi – w tempie błyskawicznym zebrał wśród możnych Londynu i okolic 75 tysięcy funtów w złocie i biżuterii (wyobrażam sobie te szkatuły otwierane, z których wyjmowao kilka drobiazgów) i zaproponował królowi, że pod zastaw tych klejnotów wydrukuje mu banknoty o wartości 1,2 mln funtów. No i jeszcze jeden drobiazg – że banknoty te będą jedynym legalnym srodkiem płatniczym w Anglii.

Właściwie dopiero w tym ostatnim żądaniu mieściło się sedno całego pomysłu, gdyż jego spełnienie zapewniało monopol na kreację pieniądza w państwie – monopol prywatny i pozakrólewski. No i jeszcze jeden drobiazg – owe 1,2 mln funtów nie miało być zapłatą za udzielone koncesje, a tylko pożyczką, w dodatku oprocentowaną.

Król zgodził się na warunki zaproponowane przez Patersona, nie zdając chyba sobie do końca sprawy z konsekwencji swojej decyzji (podobnie jak Gierek, który zgodził się kiedyś, pod naporem wojny o mieszkania, na zadłużenie nas w Klubie Paryskim, też pewnie nie mając świadomości, co to może w przyszlości oznaczać) i wydał dekret przyznający wyłączne prawo emisji banknotów prywatnej grupie kapitałowej o nazwie Bank of England. Banknoty tego banku stały się jedynym legalnym środkiem płatniczym w Anglii, a oprocentowanie roczne ustalono na 8 i pół procent.

Dzięki zaciągniętemu w Bank of England kredytowi (jakbyśmy dziś powiedzieli o tej oprocentowanej pożyczce) Wilhelm III wygrał wojnę z Francją, następnie zaś zaczął obciążać poddanych coraz większymi daninami, aby móc spłacić dług, a przynajmniej rosnące od niego odsetki. Z perspektywy ponad trzystu lat możemy tylko dodać, że król i jego poddani nigdy nie spłacili tego długu, a przeciwnie, wzrósł on w dzisiejszych czasach do niebotycznych rozmiarów, oznaczając nic innego, niż przeogromną zależność obywateli i ich rządów od „przemysłu finansowego”, czyli korporacyjnej maszynerii bankowej zglobalizowanego świata.

Obraz zachłanności energetycznej tej maszynerii przedstawia tzw. krzywa wykładnicza. Ilustruje ona wewnątrzsystemowe tempo wzrostu systemu bankowego, konieczne do tego, aby system nie zawalił się niczym domek z kart. Istotę krzywej wykładniczej wyjaśnia też znakomicie znana bajka o cesarzu chińskim, który zaprosił mędrca na partyjkę szachów. Kiedy, oczarowany zwycięstwami mistrza, cesarz zaproponował mu wybór nagrody, ten poprosił o podwajanie ziaren ryżu na każdym kolejnym polu szachownicy i podarowanie mu tego ryżu, który zapełni wszystkie 64 pola. Cesarz zdziwił się skromnościa propozycji, lecz przystał na nią, a gdy doszło do wypłaty nagrody, jego skrybowie orzekli, że takiej ilości ziarna nie ma w całym cesarstwie.

Krzywa wykładnicza przy oprocentowaniu kredytu w wysokości 5%, ilustrująca, ile odsetek nam naliczą za złotówkę nie spłacanego kredytu. Z wykresu wynika, że po 400 latach dług w postaci złotówki urośnie nam do 80 miliardów złotych, jakie będziemy winni systemowi bankowemu. Po następnych kilkuset latach byłaby to już suma trudna do ogarnięcia rozumem.


Otóż dynamikę przyrostu ziaren na kolejnych polach obrazuje właśnie krzywa wykładnicza. Współcześni ilustratorzy tej historii obliczyli, że na pełną wypłatę nagrody trzeba by przeznaczyć dzisiejsze siedmioletnie zbiory ryżu na całej kuli ziemskiej. W podobnym, czyli wykładniczym, tempie rośnie dziś zadłużenie obywateli i rządów wobec sektora bankowego. Przedstawiamy tę dynamikę na wykresie ilustrującym 400 lat rozwoju, przy tempie wzrostu wynoszącym 5 procent rocznie. 400 lat to czas, jaki właśnie mija od daty założenia pierwszego banku centralnego w Amsterdamie.

Cóż taki ogromna dynamika wzrostu oznacza dla nas, zwykłych zjadaczy chleba? Ano, oznacza ona, że od stale rosnącej góry długów wobec sektora bankowego wszyscy my - obywatele, firmy i rządy - musimy płacić coraz większe kwoty odsetek. Wynika także, że to banki są w coraz większym stopniu decydentami we wszystkich sprawach tego świata – od kupna żelazka na kredyt, po wypowiadanie wojen. Wszyscy bowiem, od państw po szarych obywateli, jesteśmy im coś dłużni.

(styczeń 2004)
Krzysztof Lewandowski