Krzysztof Lewandowski - Neoliberalny potop

Czy mechanizmy zglobalizowanego rynku są w stanie zatrzymać postępujące w niesamowitym tempie zadłużanie się państw wobec własnych obywateli (deficyty budżetowe) oraz wobec zagranicznych kół bankowo-finansowych (długi narodowe), zanim napięć ekonomicznych nie zlikwiduje krach gospodarczy na skalę niespotykaną w historii świata?

Finansowanie gigantycznego zadłużenia Stanów Zjednoczonych nie będzie możliwe bez wprowadzenia, a następnie dynamicznego rozwoju procesu globalizowania instytucji finansowych świata – oświadczył w połowie stycznia w Berlinie Alan Greenspan, szef Banku Centralnego USA. Dodajmy, że słów tego człowieka słucha się w środowiskach bankowo-rządowo-finansowych jak wyroczni delfickiej, gdyż Fed (Federal Reserve, bank centralny USA) to najpotężniejsza instytucja bankowa na świecie.

Groźba załamania się rynków finansowych i upadku dolara związana jest z tym, że Amerykanie od lat prowadzą nieodpowiedzialną politykę, wydając na wojny i zbrojenia znacznie więcej, niż ich na to stać. Jak wynika z oficjalnych sprawozdań rządowych, USA utrzymuje obecnie ponad 700 zagranicznych baz wojskowych na wszystkich kontynentach - prócz Antarktydy - w których przebywa łącznie ok. pół miliona żołnierzy i pracowników cywilnych.

Ogromne wydatki na utrzymanie tych placówek przerzucane są przez bankierów – za pośrednictwem lokalnych rządów - na barki całego świata, w tym także - i pewnie w największym stopniu - na barki amerykańskiego społeczeństwa. Statystyczna rodzina amerykańska spłaca miesięcznie 2,5 tys. dolarów samych odsetek od zaciągniętych kredytów – w Polsce do takiego obciążenia procentami dużo nam jeszcze brakuje.

Alan Greenspan wydaje się dostrzegać dramatyczną sytuację, w jakiej znalazła się gospodarka Stanów Zjednoczonych, jednak rozwiązaniem, jakie proponuje społeczności międzynarodowej w celu nie dopuszczenia do światowego krachu, nie jest zmiana systemu i odwrócenie niekorzystnych trendów, z jakimi mamy do czynienia, a przeciwnie - wyeliminowanie do reszty lokalnego protekcjonizmu.

Słowo protekcjonizm oznacza ochronę rynków regionalnych oraz narodowych przed poszukującym lokaty kapitałem i po to chyba została podjęta akcja jednoczenia Europy, aby ochrona przed liberalnym prawem, stanowionym głównie przez Amerykanów, była skuteczniejsza, niż w wypadku akcji podejmowanych na tym polu przez pojedyncze kraje.

Miejsce protekcjonizmu miałaby – zdaniem Greenspana - zająć pełna elastyczność globalnego rynku na spekulacyjny kapitał. Dodajmy, że w kołach bankierskich Ameryki kapitał tworzony jest z niczego, mocą kolejnych dekretów prezydenta USA Georga Busha, oraz mocą podpisów dyrektorów banków prywatnych, przyznających kredyty komercyjne.


W kontekście deklarowanej walki z protekcjonizmem, warto przyjrzeć się, jaka jest wykładnia terminu „elastyczność”, gdyż odnosi się ona do wizji przyszłości podzielanej przez najwyższe kręgi bankowe świata, jakie Greenspan sobą rerezentuje.

Otóż, „uelastycznić” znaczy „dopuścić hiperinflację derywatywów”, czyli instrumentów pochodnych, jak określa się na przykład akcje typu „futures”, przy pomocy których handluje się tym, czego jeszcze nie ma, i o czym nie wiadomo nawet często, czy w ogóle będzie. Greenspan proponuje więc hiperinflację tych papierów, co w praktyce oznaczałoby szybki wzrost cen akcji w wybranych przez establishment finansowy dziedzinach gospodarki, które ostempluje się mianem dziedzin przyszłościowych. Dziedziną taką może być na przykład przemysł śmierci, a więc zbrojeniówka i wojny, napędzane podsycanym przez media strachem przed nieznanym.

Innym instrumentem pochodnym są również papiery wartościowe, przenoszące z podmiotu na podmiot ryzyka finansowe. Poprzez uelastycznienie rynku ryzyk, banki mogłyby zrzucić odpowiedzialność za górę już wyemitowanych, pustych pieniędzy - na barki towarzystw asekuracyjnych oraz funduszy, także emerytalnych, co w praktyce oznaczałoby obciążenie tymi ryzykami całego społeczeństwa.

Uelastycznić oznacza także – zdaniem Greenspana – otworzyć wszystkie granice na swobodny przepływ kapitału, a także pohamować wszelkie próby regulowania parytetów lokalnych walut, co w praktyce politycznej musiałoby sprowadzić kompetencje rządów do wystawiania kontyngentów wojska, policji i służb penitencjarnych, które znalazłyby się w funkcjonalnej dyspozycji międzynarodowych instytucji bankowych.

Już dzisiaj zresztą mówi się o tym otwarcie, że służby bankowe, redystrybuując część swoich dochodów, finansują upłynnianie produkcji wojennej w naszym kraju. Np. pod koniec stycznia minister Szmajdziński wypowiadał się o spodziewanym zakupie 400-450 pojazdów typu Hammer za pieniądze uzyskane z takiej właśnie redystrybucji dochodów amerykańskiego kompleksu militarno-bankowego.

Prawdziwe intencje Greenspana wyraża jednak dopiero dalszy ciąg jego wypowiedzi, w której stwierdza on, że regionalne praktyki protekcjonistyczne - przez co należy chyba rozumieć wszelkie inicjatywy ochrony rynków lokalnych przed rujnującym te rynki pustym kapitałem spekulacyjnym - muszą zostać zduszone. Postulat ten w równej mierze dotyczy Unii Europejskiej, jak i jej członków - Polaków, Niemców, Chińczyków, Francuzów czy Rosjan, którzy chcieliby się bronić przed neoliberalnym potopem.

Na konferencji prasowej sensację wzbudziło pytanie Jonathana Tennenbauma o opinię Greenspana co do możliwości całkowitego załamania się światowego systemu finansowego. Greenspan nie wykluczył takiej możliwości, choć uznał ją za mało prawdopodobną w kontekście postępującego procesu uelastyczniania światowego rynku na swobodny przepływ kapitału, do czego – zdaniem szefa Fed - skłania się dziś większość światowych polityków, będących u steru władzy.

Ci politycy, kórzy nie zgadzają się z na obraz świata rządzonego przez elity bankowe USA, i których wizja państwa nie sprowadza się li tylko do wystawiania narodowych armii i policji w służbę dyrektorów i prezesów międzynarodowych instytucji bankowo-finansowych – ci stanowią największe zagrożenie dla Nowego Światowego Ładu, jak określa się skuteczną realizację programu nakreślonego przez Greenspana w Berlinie. Tym zagrożeniem jesteśmy więc wszyscy my – ludzie, czyli obywatele – którzy polityków, chcących czegoś więcej, niż republiki bananowej, obdarzają mandatem wyborczym.

W pytaniu Tannenbauma zawarta była informacja, że światowe zadłużenie osiągnęło już poziom czteroletniego, łącznego dochodu narodowego wszystkich krajów świata.
Co to oznacza w praktyce? Ano to, że wszyscy mieszkańcy świata musieliby pracować przez cztery lata, nie pobierając wynagrodzeń, aby spłacić ciążące na nich zobowiązania wobec sektora bankowego. Aż ciśnie się pytanie, czy jak już sprzedamy całe nasze życie, bank Greenspana zacznie honorować nasze aktywa zaświatowe?

(styczeń 2004)
Krzysztof Lewandowski