Krzysztof Lewandowski - Mechanizm szwankuje

Opinie na temat poprawiania się sytuacji gospodarczej w USA – kolportowane przez korporacyjne media - mają umacniać w nas wiarę, że Ameryka posiada złotą receptę na wszelkie krachy i zapaści gospodarcze.

Wmawia się nam, że środkiem – wzorem USA - na ożywienie gospodarcze są właściwe relacje parametrów gospodarczych, takich jak stopa procentowa w odniesieniu do kapitału i stopy podatkowe w odniesieniu do kosztów pracy (podatki od wynagrodzeń) i konsumpcji (podatek VAT). Harmonizacja tych parametrów ma cudownie uzdrowić gospodarkę, czyli spowodować dynamiczny wzrost PKB (produkt krajowy brutto) i do tego właściwie sprowadzają się wszystkie programy polityczne.

Aby podbudować argumentacją tezę, że wzrost gospodarczy jest naszym celem numer jeden, powołuje się do istnienia instytuty doradcze d/s dobrobytu w rodzaju Centrum im. Adama Smitha czy Forum Odpowiedzialnego Biznesu, których jedynym zadaniem jest wymyślanie kosmetyki dla systemu kapitalistycznego, który szwankuje na dużo głebszym poziomie. Są to organizacje o profilu liberalnym, uznające status quo w postaci dogmatu o uprzywilejowanej pozycji kapitału względem czlowieka. Ta uprzywilejowana pozycja sprowadza się do tego, że - w odniesieniu do kreowania kapitału na potrzeby banków - zawiesza się regułę „nie kradnij”, i dopuszcza tworzenie pieniądza z niczego, czyli z mocy dekretu. Tak działają dzisiaj banki.

Organizacje doradcze nie wspominają o tym fakcie w swoich analizach systemowych, zajmując się wyłącznie dalszymi konsekwencjami tej podstawowej nieprawidłowości, leżącej u podstaw coraz większej nierównowagi społeczno-ekonomicznej, w jaką popada nie tylko nasz kraj, ale cały świat. Militaryzm, terroryzm i wzrost obszarów biedy znajdują bowiem dopiero tutaj swoją rdzenną przyczynę.

Czytanie uczonych elaboratów o uśrednieniu VATu czy obniżeniu podatków od pracy przypomina mi lekturę podręcznika pielęgnacji róż w płonącym lesie, gdyż kraj nasz pogrąża się w depresji systemowej nie zawinionej przez te, bądź inne, gremia rządzących. Nasze trwające dziesiątki już lat tortury niedomkniętych systemowo budżetów wynikają bowiem nie z taktycznych błędów popełnianych w gabinatach ministrów i premierów, ale z faktu, że ministrowie i premierzy są dziś zakładnikami banków i tzw. inwestorów strategicznych, czyli instytucji blisko spokrewnionych z bankami.

Wielki kapitał tworzony mocą podpisu na czekach bankierskich - nie posiadający żadnego umocowania w złocie czy w wypracowanych dobrach - jest dziś w stanie odpłynąć z Polski w ciągu jednego dnia, jak wypłynął niegdyś z Jugosławii, która nie zgodziła się na plan restrukturyzacji, zaproponowany przez Jeffreya Sachsa. Po trzech miesiącach embarga finansowego i towarowego, Jugosławia musiała pogrążyć się w chaosie i waśniach, gdyż na rynku zabrakło pożywki dla wszelkiego zorganizowanego działania, jaką stanowią pieniądze.

Nasi rodzimi władcy, jakimi są obecnie centralne instytucje bankowe, NBP i RPP, mają na podobne zagrożenie jedną receptę – podniesienie stóp procentowych, czyli pogorszenie warunków, na jakich można wynająć kapitał. Oznacza to automatycznie większe zyski, jakie klasa bankowców będzie czerpać z eksploatacji polskich obywateli, gdyż wyższa cena kapitału jest wliczana natychmiast w ceny towarów. Naukowcy szacują, że koszty kapitału są dziś odpowiedzialne za 30 procent wartości produktów.

O tym się w programach ciał doradczych nie wspomina, całą energię kierując na kosmetyczne w istocie zmiany systemu podatkowego lub postulaty odnośnie stóp procentowych. Jak chybione są to recepty, dowodzi przykład amerykański.

Otóż stopy podatkowe i procentowe wznoszą się i opadają w znanych ekonomii cyklach, obejmujących okresy wzrostu, po których następuje czas załamania koniunktury, czyli depresja. Czas depresji mamy obecnie. Charakteryzuje się on mnogością towarów w sklepach i brakiem kupujących. W wyniku drapieżnej walki o klienta, ceny towarów spadają, powodując wypadanie z gry drobniejszych kapitalistów, którzy produkowali na granicy opłacalności. Sytuacja taka w dłuższym okresie prowadzi nieuchronnie do bankructw coraz większych firm. A ponieważ likwidowane firmy zwalniają pracowników, rośnie bezrobocie.

Tradycyjnie, dźwigniami kolejnych faz wzrostowych gospodarek kapitalistycznych, czyli początkami ożywienia koniunktury, jaka następowała po okresie zastoju i dekoniunktury, było obniżanie stóp kredytowych oraz podatkowych.

Postuluje się to rozwiązanie w większości programów naprawy Rzeczypostpolitej i jest ono podstawą obecnie realizowanego programu gospodarczego G. Busha. Amerykanie spodziewali się, że – jak dotychczas - rezultatem potanienia kapitału i siły roboczej będzie włączenie się motorów kolejnej fazy wzrostowej.
Ostatnio jednak coś się zaczyna w tym mechanizmie psuć i motory nie włączyły się. Stephen Roach, znany komentator finansowy z Nowego Jorku, w niedawno opublikowanym artykule „False Recovery” dowodzi, że mechanizmy, mające ożywić gospodarkę amerykańską, do których należało obniżenie podatków i znaczne dotacje dla sektora edukacyjnego i służby zdrowia, nie zadziałały i nie spowodowały ożywienia w innych sektorach gospodarki amerykańskiej. Przeciwnie, notuje się spadek obrotów firm i zatrudnienia nawet w takich obszarach, jak telekomunikacja, gdzie Ameryka tradycyjnie przodowała i wykazywała wzrost.
Jak z Polski, tak i z Ameryki, kapitał może bowiem wyfrunąć o dowolnej porze. I z Ameryki wyfruwa. Przejawia się to w tym, że np. produkcja oprogramowania i sprzętu komputerowego przenosi się obecnie na Daleki Wschód, głównie do Chin i Indii, gdzie programiści równie profesjonalni, jak Amerykanie, są do wynajęcia dwa razy taniej, niż w USA.
Kapitał nie wie, co to moralność, etyka, dobro ogólnospołeczne, sprawiedliwość. Kapitał wie tylko, co to jest zysk, i ślepo dąży tam, gdzie zysk może być największy. Może uświadomiliby to sobie specjaliści od reform systemowych i zamiast spinać nas ostrogą do coraz cięższej roboty i wzrostu PKB, zaczęli zastanawiać się, jak zahamować ten niekontrolowany wypływ kapitału z naszego kraju, i czy droga do społecznej stabilizacji i dobrobytu nie prowadzi czasem przez rozwój komplementarnych form wymiany i handlu. Miernikiem tej wymiany na pewno jednak nie jest PKB.

(luty 2004)
Krzysztof Lewandowski