Krzysztof Lewandowski
Bumerang (3) - Złota kura, czyli kto korzysta na deficycie budżetowym

Bank of England stał się pierwszym udanym wdrożeniem epokowego wynalazku bankierów, jakim było prawo wyłączności emisji pieniądza drukowanego na papierze. W istocie, przywilej ten był magicznym zaklęciem powołującym do istnienia kurę znoszącą złote jaja w tempie trudnym do uchwycenia okiem kogoś spoza kręgów bankowych.

Obliczmy więc - aby i zwykli obywatele zdołali sobie wyobrazić, jakim paliwem napędzany jest bumerang, który mknie od końca XVII w. przez dzieje, ścinając po drodze dwie nowojorskie wieże – obliczmy, jaki realnie interes ubił w roku 1694 William Paterson, pełnomocnik Banku Anglii, z królem Wilhelmem III Orańskim, w przeliczeniu na funty szterlingi.

Otóż, dokładnie licząc, kapitał założycielski Bank of England wynosił 72 tys. funtów w złocie i srebrze, a na tej podstawie bank udzielił królowi kredytu wypłaconego w banknotach na sumę 1,2 mln funtów, oprocentowanego w wysokości 8 1/3 procent rocznie. Od 72 tys. funtów depozytu, złożonych na 8,33 procent, bankowi depozytariusze mogli się spodziewać odsetek w kwocie 6 tys funtów rocznie.

Odsetki od króla płynęły jednak nie od sumy depozytów, a od całej pożyczonej kwoty 1,2 mln funtów, i wynosiły rocznie 100 tys. funtów. Dla udziałowców Bank of England stopa oprocentowania ich realnego kapitału wynosiła więc 140 procent, a nie 8, powodując podwojenie zainwestowanych sum w ciągu zaledwie 8 i pół miesiąca.

Wiadomo było, że ryzykowny ruch, polegający na utworzeniu banku, który już na starcie swojej dzialalności posiadał zaledwie 6-procentowe pokrycie w złocie dla udzielonej pożyczki, może mieć nieprzyjemne następstwa, gdy właściciele papierowych banknotów zgłoszą się kiedyś do banku po ich równowartość w złocie.

Na taką kolej rzeczy nie trzeba było długo czekać i już po dwóch latach od powołania Bank of England, posiadacze papierowych banknotów zaczeli się zgłaszać coraz liczniej do banku z żądaniem ich zamiany na złoto. Dodajmy, że było to żądanie zupełnie naturalne w tamtych czasach, gdyż w Anglii działały wtedy liczne banki prywatne, deklarujące pełną wymienialność wkładów na złoto

Wtedy to nastąpił przełomowy moment w historii bankowości i finansów. Król, mocą wydanego dekretu, zagwarantował prawną równoważność funtów papierowych i złotych, dając państwowe w istocie gwarancje instytucji prywatnej.

Dekret ten, wydany w 1996 roku, był formalnym uznaniem oddzielenia pracy od kapitału. Pracy reprezentowanej przez kruszec zawarty w pieniądzu - który kiedyś trzeba było wydobyć lub zdobyć - i kapitału reprezentowanego przez papierowy pieniądz dekretowy, którego nigdzie nie trzeba było zdobywać ani wydobywać. Wystarczyło go zwyczajnie wydrukować za cenę symbolicznie niską w stosunku do jego zadekretowanej wartości.

Na straży tego dekretu stanęła cała siła zbrojna Królestwa Anglii, stając się, de facto, siłą zbrojną Banku Anglii, strzegącą jego złotą kurę przed rosołem. Państwowe (królewskie) wojsko stało się w ten sposób ramieniem zbrojnym bankierskiej elity, wymuszającym na obywatelach zaufanie wobec złodziejskiej w istocie i faktycznie niewypłacalnej instytucji, jaką był Bank Anglii. (Funkcję papierowego pieniądza dekretowego pełni obecnie jeszcze tańszy w produkcji od drukowanego banknotu – pieniądz elektroniczny)

Powstanie Banku Anglii oznaczało na rynku usług finansowych, że oto pojawił się nowy i bardzo groźny konkurent wobec nie wyposażonych w królewskie prerogatywy banków prywatnych, jakich wiele funkcjonowało w Anglii w tamtych czasach. Konkurent ten był chroniony prawem królewskim i miał pełne poparcie czynników rządowych (król), jakbyśmy to dziś powiedzieli. W podobny sposób pojawiły się w naszej dzisiejszej przestrzeni. hipermarkety, chronione państwowymi zwolnieniami od podatków.

Bank Anglii, kreując pieniądz papierowy, nie musiał odkładać na potem jakichkolwiek potrzeb, ani wyrzekać się terażniejszej konsumpcji, co sugeruje teoria Ludwiga van Misesa, uzasadniająca moralnie kapitalizm, na którą powołują się dziś zwolennicy liberalnego stylu myślenia. Przytaczam cytat z niedawnej wypowiedzi prasowej propagatora idei neoliberalnej, prof. Leszka Balcerowicza (Wprost, 12 luty 2004): „Pionierami zwrotu ku wolności gospodarczej wśród polityków byli... m.in. Friedrich Hayek, Ludwig von Mises, Milton Friedman.

Otóż, teoria Austriaka Ludwiga von Misesa - będąca podporą intelektualną dzisiejszego establishmentu żyjącego z odsetek od długów - odwoływała się do realnego kapitału, wypracowywanego przez przedsiębiorców i pracowników w toku pracy. Teoria ta uzasadniała cenę kapitału wyrzeczeniami, na jakie musieli się decydować kapitaliści gromadzący kapitał do wynajmowania. Odsetki stawały się niejako zadośćuczynieniem za straty moralne wynikające z tego wyrzeczenia.

Tymczasem Wilhelm III Orański odłączył kapitał od pracy, czyli wyjął go z kontekstu społecznego, czy wręcz psychologicznego, którym uzasadniają doktrynę liberalną jej zwolennicy. Na tym fundamencie prawnym, skonstruowanym w 1694 roku, należałoby dziś z pewnością osadzić zwolenników cichej odbudowy porządku arystokratycznego, jaką de facto popierają wszyscy aktywni liberalowie. Ten kierunek zmian zazywa się dziś ideologią „wolnego rynku”.

Częściowa rezerwa świeżo założonego Banku Anglii miała 6 procent, prawie dwa razy więcej, niż rezerwa bankowa obowiązująca obecnie w naszym kraju.

W dzisiejszych uwarunkowaniach, aby uzyskać wyobrażenie na temat korzyści odnoszonych przez banki komercyjne z tytułu emisji kredytów bankowych, stopy procentowe kredytów należałoby pomnożyć przez aktualny „współczynnik fikcyjności pieniądza”, wynoszący 100/4,5 = 22,2 (przy rezerwie 4,5 procentowej), 100/3,5 = 28,6 (przy rezerwie 3,5 procentowej) i 40 (przy docelowej rezerwie, zakładanej przez Radę Polityki Pieniężnej, wynoszącej 2,5 procent).

W praktyce banków centralnych i komercyjnych, perspektywa ciągłego obniżania wymaganej przepisami rezerwy bankowej, zapowiadana przez Balcerowicza, oznacza eldorado dla międzynarodowych elit bankowych, czyli możliwość coraz tańszej kreacji coraz bardziej fikcyjnego pieniądza kredytowego, co umożliwia dalszą redukcję ilości udzielanych kredytów, liczby personelu bankowego lub wysokości pobieranych od kredytów odsetek – przy zachowaniu takiej samej stopy uzyskiwanych zysków. No żyć nie umierać.

Gwarantem trwania tej niezwykle korzystnej dla sektora finansowego sytuacji, przez co sektor ten wspiął się w XX wieku na szczyt pięciu dających się wyróżnić obecnie władz, stały się rządy państw (a praktycznie ich armie), a także parlamenty, gdyż przywilej kreacji pieniądza jest zapisany w języku prawa kształtowanego przez te właśnie sektory władzy.

Od momentu utworzenia Banku Anglii, ciężar niespotykanej wcześniej w historii świata lichwy (140% w skali roku) zaczął obciążać pożyczkobiorcę, czyli w istocie całe angielskie społeczeństwo, gdyż to król w imieniu swojego ludu zaciągnął zobowiązania wobec prywatnych bankierów. Lud z kolei wypracowywał zawartość królewskiego skarbca, z którego ta lichwa mogła być spłacana.

Obecnie sektor finansowy ciągnie lichwę od rządu - czyli w ostateczności od społeczeństwa – za pomocą obligacji Skarbu Państwa. Ilekroć kolejna transza obligacji jest wystawiana na sprzedaż, tylekroć rząd podpisuje kolejny cyrograf na odprowadzenie do sektora finansowego nie tylko pożyczonej kwoty, ale i lichwy od tej sumy.

Od czasu wynalazku zaprezentowanego w postaci Banku Anglii, stopę lichwy, pobieranej przez sektor finansowy jako calość, należy liczyć nie jako stopę oprocentowania obligacji Skarbu Państwa, a jako jej iloczyn przez wskaźnik fikcyjności pieniądza - wynoszący obecnie 28,6 (przy 3,5-procentowej, obowiązkowej rezerwie bankowej).

Jako obywatele uczący się kapitalizmu w przyspieszonym tempie, powinniśmy mieć świadomość, że przy - wygladającej jeszcze na rozsądną - stopie oprocentowania obligacji wynoszącej np. 4%, lichwiarski zysk całego systemu bankowego, odciągany w postaci społecznej krwi, jaką są pieniądze, wynosi 114%.

Operacja ta jest dzisiaj realizowana przy ścisłej współpracy banków centralnych z bankami komercyjnymi, gdyż dawno już minął czas konkurowania z sobą tych instytucji. Na zakupie obligacji Skarbu Państwa - emitowanych w celu zaklejenia dziury budżetowej - korzystają i jedni, i drudzy, a lichwy do podziału jest naprawdę sporo. Dziura budżetowa rośnie więc wyłącznie na pożytek banków.

(luty 2004)
Krzysztof Lewandowski