Krzysztof Lewandowski
Nie dajmy się zwariować!

„Nie dajmy się zwariować!” – mówi powiedzenie inteligenckie. Ano, nie dajmy!

System ekonomiczny mamy niesprawny i zasadniczo niereformowalny. Jedynym jego mechanizmem samoregulacyjnym jest zapaść, zwana krachem gospodarczym, którą można porównać do zawału człowieka zbiorowego, jakim jest całe społeczeństwo. Po takich okresowych tąpnięciach koniunktury następuje zwykle korekta drugoplanowych postaci dramatu światowej gospodarki, po czym maszyna biedy i wyzysku odradza się niczym Feniks z popiołów, napędzana ludzką chciwością i potęgą obowiązującego prawa lichwy.

Krach periodyczny – nieunikniony w systemach odsetkowych z powodów matematycznych (krzywa wykładnicza wzrostu) - daje się do pewnego czasu powstrzymywać przy pomocy wojen lokalnych. Jednak atakowanie złośliwego raka lichwy za pomocą wycinania najbardziej chorych tkanek, czyli jej ofiar, okazuje się na dłuższą metę całkowicie nieskuteczne. Przerzuty następują, o czym świadczą powstające coraz to nowe ogniska biedy i terroru. A gdzie jest bieda i terror, tam jest też bogactwo i ucisk.

Kto jest uciskany w Iraku? Trudno chyba uznać, że Polacy albo Amerykanie. Byłaby to kpina w żywe oczy. Po drugiej zaś stronie uciskanego jest terrorysta. To terrorysta uciska. Czasem przez sam fakt, że jest, o czym mogliśmy się przekonać, znosząc przez lata radzieckie wojska stacjonujące na naszym terenie. To był terror bycia, zastraszenia.

Kto jest bogaty? Ano, w pierwszym rzędzie ten, kto tworzy z niczego pieniądze, akceptowane przez kupujących i pożyczkobiorców. Za akceptowane powszechnie pieniądze można bowiem kupić dowolną fabrykę oraz pracę zatrudnionych w niej ludzi, zwłaszcza w dzisiejszym świecie giełd czynnych całą dobę, sprzedających fabryki właśnie.

Aby móc z niczego tworzyć pieniądze, trzeba jednak jakoś je legitymizować, gdyż papierki z dowolnym nadrukiem może sobie wyprodukować każdy, kto tylko chce. Nikt nie będzie ich jednak traktował poważnie. Legitymizację pieniędzy uzyskuje się przez zorganizowanie koszyka towarów, które można za nie nabyć.

Podstawowym towarem w koszyku legitymizującym pieniądze światowe są dziś surowce energetyczne, które w epoce dominacji maszyn decydują o możliwościach produkcyjnych każdego praktycznie wytwórcy. Po prostu maszyny bez energii nie działają, a od zasilania maszyn uzależniony jest każdy producent. Bez ropy czy jej ekwiwalentu sklepy opustoszeją w ciągu kilku godzin, bo nie będzie jak dostarczyć do nich towarów.

Historia uzależniania produkcji i dystrybucji od dostaw ropy nie jest długa i ma dopiero sto lat. Przez całe tysiąclecia energia maszyn wymyślanych potęgą ludzkiego geniuszu pochodziła z siły mięśni ludzi i zwięrząt, oraz z pracy żywiołów, głównie wody. Była to energia odnawialna w cyklu pracy i odpoczynku, w cyklu parowania i skraplania się wody. Dopiero wynalazek maszyny parowej stworzył zapotrzebowanie na węgiel, a niedługo potem wynalazek silnika spalinowego spowodował run na ropę, zwłaszcza od czasu, kiedy Henry Ford zaczął produkować samochody dla mas.

W ciągu kilkudzisięciu lat od swoich pierwszych zastosowań, ropa naftowa stała się najważniejszym surowcem w koszyku towarów legitymizujących produkcję pieniędzy globalnych. Najważniejszym, bo najbardziej potrzebnym. Kto miał do niej dostęp, ten mógł tworzyć pieniądze z niczego, akceptowane powszechnie.

Rozumieli to Anglicy i Francuzi, którzy zrazu przejęli kontrolę nad polami naftowymi Półwyspu Arabskiego, gdzie tej „legitymizacji” było najwięcej, i sprawowali ją aż do czasu II wojny światowej. W tym okresie funt brytyjski i frank francuski były dominującymi walutami na świecie i to za nie właśnie kupowało się ropę.

Po II wojnie światowej zwierzchnictwo nad polami naftowymi przejęli Amerykanie i praktycznie do dnia dzisiejszego ropę w krajach OPEC kupuje się wyłącznie za dolary. Próby zmiany tego stanu rzeczy podejmował Saddam Hussain, który zaczął sprzedawać ropę za Euro, z wiadomym tego dalszym skutkiem.

Kto ma władzę nad ropą, ten ma władzę nad pieniądzem. Ten jest bogaty kosztem biednego, bo tak dzisiaj ułożony jest przez ekonomię świat. Bogactwa nie można w nim zdobyć pracą, bo praca ludzka staje się coraz mniej znaczącym czynnikiem produkcji. Można je zdobyć wyłącznie przemocą, poprzez korzystanie z przywileju tworzenia pieniądza powszechnie akceptowanego, co zapewnia dostęp do ograniczonych zasobów surowcowych planety. Tylko w ten sposób uzyskuje się możliwość nieproporcjonalnie dużego uczestnictwa w podziale światowego bogactwa.

Przywileju kreacji pieniądza globalnego trzeba coraz silniej bronić, gdyż statystyka osób pokrzywdzonych przez dzisiejszą ekonomię sięga 5 miliardów ludzi. Jest to miara niesprawiedliwości dzielenia owoców wielotysiącletniej wiedzy produkcyjnej, która teoretycznie powinna przynosić dostatek wszystkim mieszkańcom ziemi, tej wiedzy dziedzicom, faktycznie zaś zaspokaja potrzeby nielicznych.

Napór biednych i pokrzywdzonych jest coraz silniejszy, gdyż ktoś, kto opiera się o ścianę, nie może już się dalej posunąć. Przy chorej ekonomii, ścianą dla wielu mieszkańców ziemi staje się wegetacja na granicy minimum bytowego, w warunkach upokorzenia pracą lub w inny sposób urągających godności człowieka. Dalej w swoich prawach człowiek posunąć się już nie może, bo lepsze warunki panują w więzieniach. Z psychologicznego zaś punktu widzenia, człowieka postawionego w takiej sytuacji stać na wszystko – na szaleństwo i na heroizm.


Po drugiej stronie równania biedy znajdują się ci, ku którym spływa nierówno dzielone bogactwo - czyli bogacze. Dysponując olbrzymimi nadwyżkami pieniądzy, są w stanie kupować coraz wygodniejsze, większe i sprawniejsze maszyny, zastępujące niewygodnych ludzi w procesie produkcyjnym.

Skutkiem gigantycznienia maszyn i unowocześniania technologii jest postępująca dewastacja środowiska przyrodniczego planety, gdyż maszyny nie posiadają instynktu samozachowawczego i nie odróżniają przyrodu od nie-przyrody, życia od śmierci, etyki od przemocy. „Godzą się” też na niszczenie przyrody w dowolnie trudnych warunkach, 24 godziny na dobę, byle tylko dostarczać należnej im racji energii, czerpanej przeważnie z nieodnawialnych zasobów surowcowych.

Ten, kto ma dostęp do ropy, kupuje jej wydobycie za 10 centów baryłka (136 litrów), a następnie sprzedaje ją w stacjach benzynowych 1500 razy drożej. Kto jest włascicielem takiego sprawnego aparatu bogacenia się, jakim są kompanie naftowe? Ano, przyjrzyjmy się przykładowi z rodzimego podwórka, Orlenowi, spółce akcyjnej. Właścicielami tego giganta przetwórczo-dystrybucyjnego ropy są akcjonariusze giełdowi – czyli ludzie, którzy spekulują kredytem, posiadając znaczne jego nadwyżki.

Te znaczne nadwyżki kredytu są spekulantom udostępniane przez banki. Pieniądze pożycza się temu, kto gwarantuje najwyższą skuteczność w wyciskaniu extra zysków na spłatę oprocentowania. Przez to selekcyjne sito przechodzą najbardziej bezwzględni i nieczuli na krzywdę społeczną osobnicy. Trudno wyobrazić sobie, aby mogli oni być równocześnie wiarygodnymi partnerami w rozmowach na temat przywrócenia zdrowych proporcji w rozdziale wypracowywanych bogactw.

W Iraku uciskającymi jesteśmu my, Polacy, i nie winię o to ani żołnierzy, ani ich dowódców, gdyż ich motywy bycia na pustyni - w stałym zagrożeniu, w oddaleniu od rodzin, w 50-stopniowym skwarze, w obcym kulturowo otoczeniu, wśród ludzi posługujących się niezrozumiałym językiem nie tylko werbalnym, ale także językiem nic nie znaczących lub niezauważalnych gestów – są mimo wszystko do pojecia przez rozum.

Motywem bycia w Iraku jest chęć pokonania raka biedy za żołd wyższy, niż w kraju. Motywem jest też często lęk przed utratą stanowiska (i związanego z nim bezpieczeństwa finansowego) w armii, w ministerstwie, czy w pałacu. Wszędzie ten sam motyw, ta sama przyczyna – niewydolność obecnej ekonomii i lęk przed spadkiem w społeczny niebyt w wyniku odłączenia się od niej. Ekonomia jest bowiem krwią człowieka zbiorowego – społeczeństwa - a w dzisiejszych czasach wszyscy jesteśmy od tego molocha jakoś zależni.

Pieniądz jest duszą człowieka zbiorowego i jego jakość - czyli sposób kreacji i cyrkulacji - ma wpływ na rodzaj stosunków społecznych - twierdzą zwolennicy alternatywnego ładu gospodarczego, którzy opowiadają się za wprowadzeniem konkurencyjnego pieniądza zwanego kredytem społecznym, w miejsce pieniądza prywatnego, tworzonego przez banki centralne i komercyjne.

Kredyt społeczny jest znany na świecie pod wieloma nazwami, takimi jak LETS (Lokalny System Zatrudnienia i Handlu) czy Bank Czasu. Podstawową cechą różniącą go od pieniądza komercyjnego jest brak odsetek za jego wypożyczenie, co całkowicie zmienia model stosunków gospodarczych panujących w społecznościach nim się posługujących. Miejsce walki o władzę zajmuje troska o jakość i solidność produkcji. Znika też z życia społecznego dwulicowość i fałsz, niezbędne aby ukryć niesprawiedliwość podziału wypracowywanego współnymi siłami bogactwa.

Alternetywne systemy samoorganizacji społecznej w rodzaju LETS są niezbędnym elementem konkurencji dla rynku dolara i Euro, gdyż waluty światowe przestają być racjonalną miarą ekonomicznych wysiłków człowieka, a stają się miarą produktywności maszyn, dewastujących bez umiaru środowisko.

Jeśli chcemy przetrwać jako ludzkość, musimy nauczyć się rozsądnie gospodarować tym, co jeszcze nam zostało z pożogi ery przemysłowej, musimy się nauczyć żyć oszczędnie, z poszanowaniem życia i wartości, jakie ono niesie. O tym, jak do tego się zabrać, napiszę w następnym odcinku.

Krzysztof Lewandowski