Krzysztof Lewandowski
Alternatywne pieniądze

Od ponad pięciu lat przemierzam Europę wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu nowych rozwiązań ekonomicznych dla upadającego świata neoliberalizmu. Upadek ten zaznacza się dziś wyraźnie na wielu poziomach, od moralnego zaczynając, gdyż zdrowe relacje społeczne nie mogą być oparte na kategorii zysku, a wartość człowieka nie może być mierzona stanem jego konta bankowego – co zdaje się być regułą w dzisiejszym świecie.

Do podstawowych narzędzi określania własnej pozycji społecznej nie może też należeć przemoc, o ile chcemy poruszać się w wyobrażeniu demokracji zarządzanych zbiorowym rozumem. Przemoc przybiera zaś w dzisiejszym świecie nie tylko postać widzialną wojen i konfliktów zbrojnych, ale - przede wszystkim – postać niewidzialną jako opresja finansowa. Wynika ona z uprzywilejowania jednych państw wobec innych i jednych grup ludności wobec drugich.

Uprzywilejowanie finansowe jednych państw wobec innych polega choćby na istnieniu tzw. koszyka walut, w którym ponad jedną trzecią zawartości stanowi – obok funta brytyjskiego czy franka szwajcarskiego – dolar amerykański. Waluty znajdujące się w koszyku są pod przymusem prawnym kupowane przez banki, zobowiązane do utrzymywania rezerwy bankowej, co przynosi krajom je emitującym niedemokratyczne w skali świata korzyści.

Uprzywilejowanie finansowe jednych grup ludności wobec innych wynika z kolei z zasad emisji kredytu, stanowiącego w dzisiejszym świecie znakomitą większość pieniądza znajdującego się w obrocie. Otóż kredytem bankowym można, zgodnie z obowiązującym prawem, opłacać podatki i wszelkie inne zobowiązania wobec państwa, choć kredytu tego nie emituje bank państwowy, tylko banki prywatne. Daje to niedemokratyczną przewagę w państwie właścicielom tych banków.

Uprzywilejowanie finansowe jest faktem bezspornym, a mimo to media pełne są frazesów na temat „wolnego rynku”. Jak wolnym może być rynek, w który istnieją uprzywilejowani finansiści? To oni obracają dziś sumami rzędu 1300 miliardów dolarów dziennie, przepompowując demokratycznie uzyskane bogactwo do swoich kieszeni. Za transakcjami tymi nie stoi żaden rzeczywisty ruch towarów i usług. Są one wyłącznie prawno-własnościową pompą tłoczącą bogactwo od pracującego ogółu do spekulantów.

I może nie byłoby w tym nic złego, że pieniądze płyną ku elitom nie pochądzącym z demokratycznych wyborów, gdyby te nadzwyczajne zyski elit były równo i sprawiedliwie dzielone lub wykorzystywane dla polepszenia losu wszystkich mieszkańców ziemi. Tak niestety nie jest.

Analizując parametry ekonomiczne gospodarek złączonych globalnym rynkiem można dziś z całą pewnością orzec, że liberalizm jest po pierwsze systemem nietrwałym, grożacym całemu światu deregulacją i całkowitym załamaniem się, a po drugie jest on z każdym rokiem coraz bardziej nieefektywny, przyczyniając się do marnotrawienia kurczących się zasobów surowcowych i przyrodniczych naszej planety.
Jak obliczają ekonomiści, każda złotówka uczestnicząca w wymianie transakcyjnej jest obciążona 80 groszami kosztów jej używania, płaconymi na rzecz konglomeratu rządowo-bankowego. Przy takim obciążeniu podstawowego środka płatniczego możemy się spodziewać wyłącznie pogłębiającej się biedy, otaczającej kurczące się enklawy bogactwa.

Racjonalnie myślącemu czlowiekowi trudno jest zrozumieć, dlaczego na konflikty militarne i zbrojenia jeden kraj jest w stanie wydać setki miliardów dolarów rocznie, podczas gdy likwidacja głodu na całym świecie i utrzymanie elementarnej opieki zdrowotnej kosztowałoby jedną dziesiątą tej sumy.

Aby pytania takie nie zaprzątały głowy nas, maluczkich, proponuje się nam medialną papkę nonsensownych analiz gospodarczych i politycznych, nie uwzględniających podstawowych mechanizmów obecnego kryzysu społeczno-ekonomicznego, a gdy te - jako mijające się z prawdą, więc zaciemniające obraz - potęgują jeszcze ból niewiedzy obywatelskiej, zaczyna się nas straszyć bezpośrednim terrorem, który – owszem – przyjdzie, ale właśnie jako skutek wieloletniej przemocy finansowej i naszej ignorancji w tym temacie.

Przodują w tym straszeniu tzw. wolne media, którym także warto się przyjrzeć z bliska, aby zrewidować powszechny pogląd o ich politycznej neutralności. Warto więc zauważyć, że media znajdują się dziś w większości w rękach światowych finansistów, którzy propagują za ich pośrednictwem korzystny dla siebie mit o trwałości liberalnego systemu. Mit ten w rzeczywistości służy konserwacji niedemokratycznych przywilejów i wzrostowi terroru, który zdaje się być nieuchronnym skutkiem antydemokratycznego liberalizmu.

Lecz utrzymywanie w społecznej świadomości pozytywnego w wydźwięku mitu na temat liberalizmu - mitu narażonego na coraz szerszą konfrontację z niepoddającą się jego wykładni rzeczywistością – coraz więcej oligarchów kosztuje. Te rosnące koszty mediów i reklamy trzeba więc „wycisnąć” z podatnika, kredytobiorcy, bądź konsumenta, a gdy z niego się nie da, próbuje się je systemowo „wycisnąć” z funduszy zdrowotnych, emerytalnych i społecznych. W ten sposób kryzys społeczny pogłebia się.

Zdaniem rosnącej liczby profesorów ekonomii i najwyższej klasy specjalistów od zarządzania światowymi finansami, niegospodarność i marnotrawienie społecznych bogactw będzie stale rosło w ramach liberalnego systemu Jest to proces matematycznie wyliczalny i wyrażony pod postacią krzywej wykładniczej. Niesterowalnej ekspansji spekulacyjnego kapitału nie ma jak zapobiec, gdyż przymus wykładniczego wzrostu finansowego jest sercem liberalizmu. Konsekwencją zaś przymusu wzrostu gospodarczego jest pogłębiająca się nierówność społeczna.

Jej długookresowym skutkiem może być tylko eksplozja bezprawia pod postacią wojny, terroru lub gospodarczego krachu, do czego żaden z rozsądnie myślących ludzi nie chciałby dopuścić, gdyż prowadzi to do utraty społecznego bogactwa w stopniu przewyższającym liberalną nieefektywność. Co jednak robić, gdy system liberalny zawodzi u podstaw, a recepty przez ten system proponowane są nieskuteczne?

Jedynym wyjściem z sytuacji wydaje się być budowanie gospodarczych alternatyw, czyli równoległych i efektywnych systemów ekonomicznych, wolnych od patologii liberalizmu. W ostatnich latach poszukiwanie takich alternatyw bardzo się nasiliło, przyjmując w wielu krajach formę zorganizowanych ruchów, w które zaangażowane są rządy, przedsiębiorcy oraz organizacje trzeciego sektora. Systemy takie zapewniają rozkwit lokalnych społeczności bez udziału korporacyjnych pieniądzy.

Także w Polsce powstaje coraz bardziej sprzyjający klimat dla tego typu przedsięwzięć o charakterze systemowym. Wiele osób zadaje mi w związku z tym pytanie o alternatywne pieniądze. Skoro bowiem na scenę gospodarczą świata wchodzi alternatywna ekonomia, powinnny też istnieć alternatywne pieniądze, czyż nie? – pytają rozumnie.

Kiwam głową potakująco, więc dopytują dalej, czy chodzi może o inne monety czy banknoty, albo przez kogoś innego emitowane? - czemu zaprzeczam zdecydowanie, po czym zwykle wyjaśniam tę kwestię nieco szerzej.

Otóż, alternatywne mogą być także pieniądze państwowe, emitowane przez narodową mennicę, o ile nie podlegają regułom ekonomii liberalnej. Są dwie takie podstawowe reguły, które należy wykluczyć, a mianowicie 1) dodatnie oprocentowanie kapitału i 2) częściowa rezerwa bankowa. Reszta to czynniki bądź instrumenty pochodne, korzenie boczne ekonomii, by tak rzec.

Dodatnie oprocentowanie kapitału sprawia, że świat staje się ekologicznie i społecznie niezrównoważony, popędzany imperatywem produkcji oraz zysku, skutkiem czego są nieuchronne wojny, służące rozładowaniu wynikających z tego napięć.

Częściowa rezerwa bankowa sprawia zaś, że rządy państw stają się bezwolne, ciągnięte na pasku przez finansistów, którzy posiadają kluczyki do realnej władzy. Bezwolność rządu przejawia się w życiu społecznym jako pod postacią korupcji, której doświadczamy praktycznie na każdym kroku, także jej skutków politycznych, gdyż korumpującym jest nie rząd, a ten, kto ma władzę nad pieniądzem. To on, poprzez skorumpowanych urzędników, wypacza istotę demokratycznego procesu.

Obecnie pieniądze kreuje na świecie (ex nihilo) w ponad 90 procentach sieć banków komercyjnych (czytaj: prywatnych), zawdzięczając ten przywilej właśnie prawu dopuszczającemu częściową rezerwę. To z tej kreacji jest finansowana nierówność społeczna (równiejsi są ci, do których się idzie po kredyt).

Połączenie w jedno dwu plag – dodatniego oprocentowania i częściowej rezerwy – sprawia, że kontrola nad całym społeczeństwem przechodzi stopniowo z rąk rządu w ręce niedemokratycznej struktury finansowej (bankowej), strzegącej wyrafinowanymi technikami medialnymi swojego monopolu władzy.

Alternatywne pieniądze zaprzeczają racjonalności reguły dodatniego oprocentowania kapitału, (także racjonalności lichwy kredytowej i patentowej), skutkującej wypaczeniem demokracji. Zamiast tego proponują zasadę oprocentowania kapitału stawką zerową lub ujemną.

Alternatywne pieniądze może emitować dowolna struktura: zarównio globalna, jak i narodowa, regionalna, sektorowa czy lokalna - w odpowiedzi na brak środka gospodarczej komunikacji.

Alternatywne pieniądze służą przywróceniu równowagi chorującemu organizmowi społecznemu, jakim jest świat jako całość, napędzany kapitalistyczną wizją stoliczku nakryj się, a tak naprawdę wpadający w coraz groźniejszą turbulencję w wyniku niedostatku kapitału w wielu rejonach.

Altrnatywne pieniądze to by-pass zatoru społecznego współdziałania, zatoru wynikającego z braku środka gospodarczej komunikacji. W szczególności może je emitować nawet państwo, o ile dojrzeje do przestrzegania zasady, na której stoi – że jest demokratyczne.

Krzysztof Lewandowski