Krzysztof Lewandowski
Ekonomia radości

Wydaje się, że sens naszej egzystencji polega na znalezieniu przez każdego z nas takiej formuły własnej autroekspresji, aby jej rezultaty były chętnie przyjmowane przez innych ludzi. Wtedy bowiem i biorący, i dający są w pełni usatysfakcjonowani wzajemnymi kontaktami, a efektem wymiany jest radość, powodowana obopólną korzyścią.

Wynalazek pieniądza umożliwił anonimizację kontaktów handlowych. Przyniosła ona z jednej strony niewątpliwe korzyści w postaci poszerzenia rynków zbytu dla oferowanych przez producentów towarów i usług, które zaczęły być rozprowadzane wśród konsumentów nieznanych producentom osobiście. Bez wynalazku pieniądza takie poszerzenie rynków zbytu byłoby niemożliwe. Proporcjonalnie wzrosły też kooperacja oraz specjalizacja produkcyjna, wynikające z masowości produkcji.

Z drugiej jednak strony, anonimizacja transakcji przy użyciu pieniądza spowodowała spłycenie relacji dawców z biorcami. Kontrakt odarty z ceremonii zakupu, z bezpśredniej relacji człowieka z człowiekiem, zaczął się sprowadzać do informacji: kto, ile, co i kiedy. W ten sposób percepcja radości utraciła wymiar przeżycia. Akty brania i dawania zaczęły się – na skutek pośrednictwa pieniądza – rozdzielać w czasie i przestrzeni. W końcu, wraz z upowszechnieniem się pieniądza globalnego, radość stała się kategorią bardziej intelektualną niż emocjonalną, indywidualistyczną percepcją zasobności własnego skarbca czy sakiewki lub stanu konta bankowego, gwarantujących przeżycie w anonimowym środowisku gospodarczo-społecznym.

Prześledźmy to rozdzielenie w przestrzeni i zanonimizowanie aktu dawania i brania, bo bez wniknięcia w jego istotę nie zdołamy rozpoznać modelu, z którego wyłaniają się imperatywy dzisiejszych działań.


Przestrzeń
Rozdzielanie aktu sprzedaży i kupna w przestrzeni to trend związany z powiększaniem geograficznym rynków zbytu, masowym transportem towarów na duże odległości i kooperacją gospodarczą na coraz szerszą skalę. Proces ten został zapoczątkowany nowym rodzajem pieniądza, jaki wynaleziono i wprowadzono na rynek pod koniec XVII wieku, u zarania epoki przemysłowej, wraz z utworzeniem Banku Anglii w 1694 roku..

Wprawdzie banki centralne znane były już wcześniej, jednak żaden z nich nie zdołał opracować modelu uniezależniającego kreację pieniądza od zasobów kruszcowych, jakimi dysponował emitent. Majstersztykiem i przełomem był tu dopiero Bank Anglii, reprezentujący bogatą socjetę Londynu i jej śmiałe podejście do relacji z majestatem brytyjskiego królestwa. Wraz z utworzeniem Banku Anglii, dzięki licencji i gwarancji króla można odtąd było produkować pieniądza dowolnie dużo.

Bank Anglii wypuścił na rynek oprocentowane, papierowe obligacje Wilhelma III na sumę 1 200 000 funtów, za który to pomysł bank zażądał od króla rocznie 8,5 procent tantiemów oraz przyznania wyłącznych praw autorskich do emitowania kolejnych blankietów obligacji, na czas nieograniczony.

Należy zaznaczyć, że aktywa Banku Anglii były niewielkie i wynosiły w tamtym czasie ok. 6 procent wyemitowanej sumy obligacji. Łatwo wyliczyć, że przy takich odsetkach aktywa te ulegały podwojeniu w ciągu 7-8 miesięcy. Niezły interes, jakbyśmy dziś powiedzieli.

Pomysł interesu polegającego na monetyzowaniu królewskich zobowiązań dłużnych i pobieraniu od tego odsetek umożliwił szybki przyrost masy pieniądza znajdującego się w obiegu. Król zadłużał się w ten sposób u arystokracji, która stanowiła zaplecze Banku Anglii, a koszt spłaty własnych długów przerzucał na barki poddanych pod postacią ściąganych danin.

Podobnie do króla zaczęli się wkrótce zachowywać przedsiębiorcy, bo bank i im zgodził się monetyzować ich własne obligacje pod zastaw majątku ruchomego i nieruchomego. Przedsiębiorcy z kolei zaczęli przerzucać zobowiązania dłużne wobec banków na barki robotników pod postacią zaniżonych wynagrodzeń za pracę.

Tylko szarzy obywatele i pracownicy nie mieli na kogo zwalać rosnących w tempie wykładniczym obciążeń podatkowych i odsetkowych, tylko musieli je osobiście odpracowywać własną pracą, nie dziwi więc, że od XVIII w. notuje się zjawiska wcześniej nieznane – przepracowanie pracobiorców połączone z ich pauperyzacją, co wcześniej wydawało się nie do pomyślenia.

Osią tych procesów była kreacja nieznanego wcześniej pieniądza, będącego oprocentowanym przez bank czyimś długiem (króla, przedsiębiorcy, obywatela). Oprocentowanie kredytu udzielonego królowi przez Bank Anglii wynosiło 8,5% - znacznie powyżej, jak się wkrótce okazało, tempa wzrostu królewskich dochodów, zaczęła więc występować ustawiczna - a więc systemowa - potrzeba sztukowania nowymi podatkami za krótkiej kołdry królewskich dochodów. Jakże bliskie jest to współczesnemu obrazowi corocznego zadłużania się naszego państwa w zachodnich bankach, mimo nie popuszczania cugli podatków. No cóż, wzmożony postęp technologiczny umozliwia wzmożoną eksploatację narodu.

Obrazem pogarszającej się sytuacji społecznej stały się rosnące od XVIII w. obciążenia podatkowe narzucane na obywateli w celu wywiązania się króla z obsługi długów. Wkrótce, wraz z wynalezieniem kredytów hipotecznych, odkryto też receptę na skuteczne i bezpieczne dla banków zadłużanie co bogatszych obywateli.

Mechanizm monetyzowania skryptu dłużnego został następnie znacznie udoskonalony w toku dziejów, w wyniku ponad 300 lat praktyk, zwanych kształtowaniem się rynków finansowych. W XVIII i XIX w. banki powstawały jak grzyby po deszczu, kontrasygnując czyjeś zobowiązania dłużne własnymi dokumentami – banknotami.

W ten sposób ludzie, którzy posiadali duże majątki, mogli zacząć realizować równie duże inwestycje, nie naruszając tych majątków, a jedynie oddając je w bankowy depozyt. Mechanizm ten spodobał się zwłaszcza starej arystokracji ziemskiej, która mogła tą drogą liczyć na ekonomiczną restytucję traconych na rzecz mieszczaństwa przywilejów. Jej nowym przywilejem stała się zdolność kredytowa.

Odtąd, mając posiadłości ziemskie, wystarczyło tylko znaleźć odpowiednio duży projekt w obszarze działania magii brytyjskiego banknotu, gwarantujący dochód wyższy niż oprocentowanie kredytu, aby nie tylko przywrócić sobie wpływy, ale w istocie znacznie je poszerzyć. Poprzez monetyzację majątków ziemskich przekazywanych bankom w zastaw można było z dnia na dzień, nie tracąc nic z własności, uruchomić znaczny kapitał, aby ulokować go w dużych i intratnych przedsięwzięciach.

Dużymi i bezpiecznymi projektami były zwłaszcza kontrakty bazujące na eksploatacji ludności w koloniach oraz rabunku surowców naturalnych. Można więc z dużą trafnością powiedzieć, że królestwo brytyjskie uzyskało niezwykle silny impuls kolonialny w wyniku magii króla Wilhelma III wobec własnego ludu. Machając pałeczką władzy król zrzekł się jej na rzecz nieformalnego suwerena - banku centralnego. Odtąd stygmatem władzy stała się zdolność kredytowa.

*

Dzisiaj kreacja pieniądza kredytowego nie wymaga już nawet cząstkowych rezerw złota, gdyż rezerwą jest także czyjś dług. Szczątkowy w stosunku do emisji kredytu kapitał akcyjny banków, który z początku stanowiło złoto zdeponowane w bankowych skarbcach, został dziś w całości zastąpiony zastawami hipotecznymi oraz potęgą państwowego systemu represji strzegącego nienaruszalności własności. Przemoc trzyma w ryzach obywateli nie posiadających zdolności kredytowej, skazanych na coraz bardziej opresyjne wobec nich prawo podatkowe i bankowe.

W wyniku szeregu aktów prawnych z lat 1934, 1944, 1971 i 1976, regulujących zasady emisji głównej waluty świata, dolara amerykańskiego, które stopniowo znosiły limity obligatoryjnych rezerw złota, państwowy system przymusu i represji stał się jedynym gwarantem egzekwowalności monopolistycznych tantiemów, płaconych bankom za dostarczanie na rynek poświadczeń czyichś skryptów dłużnych, zwanych kredytami.

Kredyty obejmują dziś swoim zasięgiem cały niemal świat, a wykładniczy przyrost upłynniania ich masy, zwanej balonem kredytowym, jest głównym zmartwieniem ekonomistów paradygmatu liberalnego. Wykładniczy wzrost produkcji jest bowiem źródłem kryzysu ekologicznego o skali globalnej, a także kryzysu środowiska etycznego człowieka.

Problem ekonomiczny sprowadza się do tego, jak spowolnić tempo wzrostu, nie wywołując krachu na giełdach, co wydaje się zadaniem niewykonalnym. Na przyroście wykładniczym produkcji, gwarantującej płynność rosnącej masie kredytu, są bowiem oparte wszystkie długoterminowe strategie światowych banków i funduszy.

Jak wykazują statystyki, zadłużanie krajów świata wobec sektora bankowego także wzrasta w tempie wykładniczym. Oznacza to z jednej strony kreację wykładniczą środka obrotowego, jakim jest bankowy kredyt, z drugiej jednak także wykładniczo rosnące zobowiązania obywateli, przedsiębiorców i rządów wobec monopolistycznej na skalę globalną sieci banków centralnych i komercyjnych, w większości prywatnych, pozostających całkowicie poza kontrolą społeczną.

Te zobowiązania to nie tylko pożyczone sumy, ale zwłaszcza odsetki od nich, o stopach z reguły znacznie wyższych, niż odnotowywane lokalnie stopy wzrostu gospodarczego, co przymusowo rozkręca spiralę zadłużania się wszystkich podmiotów życia społecznego wobec jednego, uprzywilejowanego podmiotu – banku.

Strategią banków, które czerpią procent od sumy wyemitowanych skryptów dłużnych, jest maksymalne spowolnienie ruchu kredytu w obrocie, przez co zapotrzebowanie na kredyt wzrasta. W globalnym rachunku ekonomicznym, umożliwiającym ludziom przetrwanie, liczy się jednak nie ilość środka transakcyjnego (kredytu), który jest w obrocie, a wielkość obrotu osiąganego za jego pośrednictwem. Kluczowe znaczenie ma więc także prędkość obrotu kredytem. Dopiero iloczyn ilości kredytu i prędkości jego obrotu tworzy produkt brutto.

Prędki obrót kredytem to z kolei podstawowe źródło dochodów państwa, zachodzi więc tu podstawowy konflikt interesów między państwem, dążącym do zmniejszenia masy kredytu i przyspieszenia prędkości jego obrotu, a bankami, które dążą do czegoś zgoła przeciwnego.

Dla szarego obywatela strategia rządów jest jak najbardziej do przyjęcia, o ile rządy nie zajmują się warcholstwem, i o ile podatki płacone państwu trafiają w wyniku sensownej recyrkulacji do społeczeństwa, które je wypracowało. Dzisiaj jednak żaden z tych postulatów nie jest spełniony, gdyż znaczna część budżetów państw, zamiast na inwestycje bogacące obywateli, idzie na obsługę zadłużenia wobec nielokalnych banków, a korupcja polityków jest obserwowana przez lupę mediów każdego niemal dnia.

Notowany stały przyrost masy kredytów o stopie znacznie wyższej, niż stopa wzrostu gospodarczego, to dowód na utratę wpływów rządów, reprezentujących interesy narodowe, na rzecz wpływów banków, reprezentujących interesy globalne, w grze o rządy lokalnych dusz. Oznacza to, że coraz więcej decyzji społecznych przechodzi w ręce sektora finansowego.

Warto tu zauważyć, że Federal Reserve, bank centralny USA, nie był audytowany od czasu swojego powstania w 1913 roku. Przenoszenie się władzy z sektora rządowego do finansowego, związane z globalizacją pieniądza i władzy, oznacza więc kres demokracji, czyli nadzoru obywateli nad prawem. Państwo strzeże w takim modelu globalnych interesów elit, które znajdują się poza wszelką kontrolą.

Priorytetem cywilizacyjnym takiego modelu jest wzrost gospodarczy, a motywem indywidualnym – anonimowa reputacja w postaci stanu konta bankowego, świadcząca o indywidualnej skuteczności w grze rynkowej prowadzonej pod dyktando prawników i służb represji za nimi stojących. Interes społeczny czy dobro środowiska przyrodniczego są w tej grze wartościami drugoplanowymi.


Czas
Cóż znaczą długi, których jest w świecie coraz więcej? Można by rzec, że ludzkość tonie w długach od zarania dziejów, co znamy choćby z opowieści o Józefie i jego braciach. Biblijny Józef był niewątpliwie prekursorem zadłużania się obywateli wobec banku. Pieniądzem było w tamtych czasach zboże, a bankiem sieć spichlerzy królewskich, które Józef kazał zbudować. W wyniku siedmioletniej akcji Józefa jako ministra gospodarki i finansów Egiptu, cały lud egipski popadł w niewolę u faraona, zaprzedając mu wszystko, co miał. Tak właśnie działa lichwa. Wystarczy siedem lat chudych i zadłużamy się u lichwiarza na całe życie. Nie przypadkiem chyba ten właśnie fragment biblijnej opowieści wziął na warsztat Tomasz Mann i poświęcił mu jedno ze swoich największych dzieł.

Zadłużanie się jest w istocie sprzedawaniem swojego czasu przyszłego. Co innego, gdy dwie osoby spotykają się na targu. Wtedy wymieniają swój czas przeszły, zmagazynowany w towarze, który przywiozły na sprzedaż. Wtedy towar już jest, bo praca została już wykonana. Celem takiej wymiany jest dywersyfikacja konsumpcji oraz specjalizacja produkcji, przynoszące korzyści obydwu stronom kontraktu.

Gdy bierzemy coś na kredyt, towaru na wymianę jeszcze nie mamy, tylko spodziewamy się, że będziemy go mieć. Sprzedajemy więc w istocie swoje projekcje, swój czas przyszły wpleciony we własną spodziewaną skuteczność nim gospodarowania, która sprawi, że zrobimy w tym czasie coś, co ktoś od nas kupi, potwierdzając tym sens naszego wysiłku. Obiecujemy więc niejako, że będziemy zwycięsko uczestniczyć w grze rynkowej aż do całkowitego wypełnienia naszego zobowiązania dłużnego. Nie wszyscy jednak są zwycięzcami, choć wszyscy obiecują, że nimi będą. W efekcie niespełnionych prognoz produkcja rośnie wolniej niż kredyt.

Puszczanie w obieg skryptów dłużnych przez coraz rozleglejsze i agresywniejsze sieci bankowe w tempie dużo wyższym niż przyrost produkcji rynkowej można porównać do stopniowego wciągania ludzi w pajęczynę coraz większych zobowiązań opartych na optymistycznych i niczym nie uzasadnionych prognozach. Okazuje się bowiem, że prognoza dobrej pogody dla realizacji zamierzonych przedsięwzięć nie zawsze się sprawdza, a bywa i tak, że po siedmiu tłustych latach następuje passa siedmiu lat koniunkturalnej suszy. Co wtedy?

Obecne zadłużenie przypadające na głowę statystycznego mieszkańca globu sięga kilku lat jego pracy. W USA, najbogatszym kraju świata, suma długów wewnętrznych i narodowych oscyluje – według szacunków – wokół kwoty 40 000 mld $. Dług narodowy USA, szacowany na ponad 8 000 mld $ stanowi zaledwie ułamek tej kwoty, do której dołączają się długi obywateli oraz przedsiębiorców.

Jest to wartość równa w przybliżeniu czteroletniemu produktowi narodowemu brutto tego kraju. Aby taka masa pieniądza mogła obsłużyć roczną produkcję na poziomie 10 000 mld $, jej obrót musi być niezwykle powolny – w tym wypadku jeden obrót na 4 lata.

W takim mniej więcej tempie w tętnicach globalnego systemu monetarnego pulsuje dziś krew cywilizacji, jaką jest pieniądz. Raz na kilka lat następuje pełny obrót tą masą środka transakcyjnego, a szybciej globalny pieniądz płynąć już nie może, gdyż jego maszynerii ubywa sprawności prędzej, niż przyrasta mocy.

Kolektywne zarządzanie olbrzymimi środkami fiansowymi wyemitowanymi w postaci kredytów powoduje centralizację procesów decyzyjnych oraz rozrost systemu redystrybucji dochodu na skalę do tej pory niespotykaną.

Niewydolność tego aparatu w przetaczaniu krwi społecznej przy użyciu rozrastającego się – wraz z mnożeniem prawa – sektora biurokratycznego, to dziś główna przyczyna konfliktów społecznych na całym świecie. Krwiobieg światowego człowieka wprawdzie jeszcze działa, lecz do wielu jego organów krew przestała dopływać.

Biurokracja to cholesterol we krwi światowego człowieka i jest jej z pewnością za dużo i coraz więcej. Jednak i biurokracji nie wiedzie się najlepiej, co wynika z braku satysfakcjonującej ekspresji ludzi tego sektora, a zmuszanych do powielania stereotypów ery przemysłowej u progu dobrze już rozpędzonej ery informacji.

Rozczarowanie dotyka zwłaszcza ludzi młodych, obeznanych z nowoczesnymi technikami informatycznymi i szukających ekspresji na miarę czasu i własnych talentów i możliwości, a złapanych w pułapkę lękowej pogoni za uciekającym dobrobytem. Tempo tej pogoni jest proporcjonalne do ogólnoświatowego zadłużenia, a w samej pogoni coraz trudniej dopatrzeć się sensu.

Układ krwionośny gospodarki światowej budowały przeszłe generacje w przekonaniu, że rozwój duchowy ludzkości prześcignie rozwój prawa. Jednak przyrastająca lawinowo ilość prawa świadczy bardziej o społecznej dezorientacji, niż grupowym oświeceniu. Nikt bowiem o zdrowych zmysłach nie jest w stanie wchłonąć setek kilogramów aktów prawnych, ani ich skutecznie stosować. Nikt zdrowy nie ma na to po prostu ani czasu, ani ochoty.

Wraz z prawem przyrasta biurokracji interpretującej i egzekwującej je, przybywa też aparatu przymusu i niesubordynowanych, którzy coraz częściej są po prostu osobami niezorientowanymi w regułach tej skomplikowanej gry. W najbogatszym kraju świata jest ich ponad 2 mln, a nowo budowane obiekty penitencjarne gotowe są przyjąć znacznie więcej zagubionych dusz.


Materia
Ograniczenia podaży masy towarowej są w dzisiejszym świecie limitowane wielkością naszej planety, a zwłaszcza względami energetycznymi. W ciągu roku spalamy tyle ropy, gazu i węgla, ile natura tworzyła w ciągu 400 lat. To znacznie wykracza poza bieżący przydział biomasy, który jest nam dany naturalnie od słońca, i ponad to, do czego będziemy musieli już wkrótce przywyknąć, gdy era węgla i szczyt wydobycia ropy będą za nami. Uczeni przewidują, że nastąpi to już w tej dekadzie, mamy więc niewiele czasu, aby nauczyć się oszczędzać, także na progeniturze, gdyż robi nam się na planecie za ciasno.

Innym poważnym ograniczeniem wzrostu podaży jest czas przeznaczany na jej konsumpcję. Uwaga ta dotyczy zwłaszcza konsumpcji produkcji niematerialnej, która mnoży się praktycznie bez kosztów i która stwarzała nadzieję na dynamiczny rozwój rynku praw autorskich. Jednak na raz można z przyjemnością wysłuchać tylko jednej symfonii, a słuchanie pięciu równocześnie byłoby już psychiczną torturą, więc rynek produktów z dużym udziałem praw niematerialnych nasycił się już, albo szybko zmierza ku temu stanowi.

Dalsza ekspansja kredytu na rynku hipotecznym także zdaje się mieć swój kres, gdyż wartość nieruchomości przyjmowanych w zastaw hipoteczny nie może sztucznie rosnąć ponad rynkową miarę, którą stanowi chęć ich odkupienia.


Wizja
Ten pobieżny bilans skłania do pesymistycznych prognoz dotyczących dynamiki i stabilności rynku finansowego w nadchodzących latach. Globalnemu rynkowi z systemowo rozrastającym się sektorem finansowym w stosunku do sektora produkcyjnego grozi potężna inflacja lub całkowita zapaść, a wtedy należy się spodziewać poważnych zakłóceń funkcjonowania łańcuchów produkcyjno-dystrybucyjnych, od istnienia których świat już dzisiaj całkowicie jest zależny.

Zanim takie wstrząsy nastąpią, zmniejszona dynamika produkcji – wynikająca z kryzysu paliwowego – przy zachowanej dynamice podaży pieniądza kredytowego oznaczać będzie stałe rozrzedzanie krwi krążącej w światowym krwioobiegu. Będzie to zmuszać ludzi do jeszcze większej pracy w sektorze finansowo-biurokratyczno-reklamowym, żeby pobudzić jej niemrawy obieg.

Dla indywidualnych istnień ludzkich ważna jest jednak nie sama krew społeczna, czyli pieniądz, ile pokarm, który krew z sobą niesie, i który jest niezbędny, aby żyć. Pokarmem jest produkt i tylko przepływ bogatej w składniki pokarmowe krwi tak naprawdę ma dla ludzi znaczenie.

Wobec olbrzymiej bezwładności światowego systemu kredytowego operującego wielkimi kapitałami i sztywnymi prognozami wzrostowymi na najbliższe kilkadzesiąt lat, w obliczu limitów surowcowo-produkcyjnych i uwarunkowań środowiskowych życia ludzkiego, oraz wobec przejmowania dziedzictwa ludzkości oraz decyzji o dalszych kierunkach rozwoju cywilizacji przez niesprawnych w dysponowaniu potencjałem ludzkim urzędników scentralizowanego molocha bankowo-państwowego – my, obywatele, w obronie naszych niezbywalnych praw do rozwoju tak materialnego, jak i duchowego, musimy się odwołać do dokumentu zasadniczego, czyli do Konstytucji RP, którą powołaliśmy do istnienia na wypadek podobnych okoliczności, a zwłaszcza do zawartej w preambule zasady pomocniczości, która głosi, że ... ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.
Preambuła Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 r.

Zasada pomocniczości mówi, że „Co jednostka z własnej inicjatywy i własnymi siłami może zdziałać, tego nie wolno wydzierać na rzecz społeczeństwa. Podobnie niesprawiedliwością, szkodą społeczną i zakłóceniem ustroju jest zabieranie mniejszym i niższym społecznościom tych zadań, które mogą spełnić, i przekazywanie ich społecznościom większym i wyższym. Każda akcja społeczna z uwagi na cel i ze swej natury ma charakter pomocniczy; winna pomagać członkom organizmu społecznego, a nie niszczyć ich lub wchłaniać”.
Papież Pius XI, encyklika Quadragesimo anno, 1931 r.

Dzięki zasadzie pomocniczości zawartej w naszej konstytucji mamy nie tylko prawo, ale i moralny obowiązek brać się za wyręczanie państwa wszędzie tam, gdzie jego ogrom przytłacza sens działań, których się państwo podejmuje.

Podstawowym narzędziem służącym do organizowania się ludzi wokół jakichkolwiek projektów jest dziś ekonomia. Bez niej wszelka szersza kooperacja ustaje. Tymczasem chroniczny brak środka transakcyjnego na rynku jest równoznaczny z brakiem jakiejkolwiek ekonomii umożliwiającej dobrowolne współdziałanie z sobą ludzi. To wyraźny sygnał mizerii państwa, które przerosło swój naród i nie wykształciło narzędzi umożliwiających obywatelom sprawny zarząd lokalnymi zasobami.

Sprawny to taki, gdzie obywatele mają lokalnie wybór, co robić, i gdy wybór ten nie sprowadza się wyłącznie do działań pod dyktando obcych im językowo i kulturowo środowisk bankowych, które kierują się swoim jedynym imperatywem – pomnażaniem własnego zysku.

Wobec braku realnego wyboru, co robić, i braku sukcesów państwa na polu zarządu lokalnym majątkiem, obywatele mają moralny obowiązek podejmować inicjatywy samorządowe wynikające z zasady pomocniczości i sami przystępować do budowania komplementarnej ekonomii, która zagwarantuje im przeżycie, a w dalszej perspektywie zapewni stabilny dobrobyt.

Jeszcze 20 lat temu postulat budowania komplementarnej ekonomii byłby czystą fantazją, jednak postęp, jaki się dokonał od tego czasu w technikach informatycznych umożliwa dziś realizację nawet dużych projektów społecznych i gospodarczych bez udziału kredytów bankowych, za to przy pomocy kredytu społecznego.

Idea kredytu społecznego, czyli wymiany bezpieniężnej, jest stara jak świat, jednak poszerzone analizy zagadnienia, umożliwiające zwiększenie skali współpracy, pojawiły się dopiero w XX wieku, wraz z pismami Douglasa, Gesella i Evena. Dopiero jednak obecnie – przy indywidualnym dostępie obywateli do technik teleinformatycznych – możliwe jest praktyczne wdrożenie tej idei w lokalnych społecznościach.

Udane wdrożenia alternatywnych modeli ekonomicznych przez Michaela Lintona w Kanadzie i Edgara Cahna w USA, a także pozytywne wyniki kilku tysięcy eksperymentów z lokalnymi walutami, prowadzonych w ostatnich latach w Japonii, a także coraz bardziej udane implementacje systemów bezpieniężnej wymiany w RPA, Brazylii, Australii i większości krajów Wspólnoty Europejskiej dowodzą, że istnieje oto nowa i praktyczna recepta na rosnącą niewydolność ekonomiczną bankowo-rządowego molocha, recepta na lęk, pośpiech, bezrobocie, biedę i przemoc.

Idea kredytu społecznego zasadniczo różni się od idei socjalizmu, gdyż korzeniem wyrasta z modelu społeczeństwa opartego na własności prywatnej. Jest jednak niepodobna i do idei kapitalizmu, budowanej wokół należnych odsetek od kapitału, gdyż kredyt społeczny jest nieoprocentowany.

W tradycyjnych systemach monetarnych, na szczycie piramidy kreacji kredytu stoi bank centralny oraz rząd i sieć instytucji kredytowych, do jakich należą banki komercyjne, towarzystwa leasingowe i inne instytucje rynku pieniężnego. Wszystkie te podmioty współtworzą oprocentowany kredyt, czyli warunki zmuszające obywateli, aby ci przyjęli na siebie kolejne, rejestrowane centralnie, zobowiązania dłużne. Tylko bowiem mocą indywidualnego podpisu kredytobiorcy kolejna transza kredytu, czyli zobowiązania, może trafić jako surowiec do banku – centralnej fabryki pobierania procentów od nie własnych zobowiązań.

W komplementarnych – więc pomocniczych – systemach ekonomicznych, z faktu, że to kredytobiorca jest faktycznym twórcą kredytu, czyni się podstawę dalszego wnioskowania. Skoro obywatele swoimi decyzjami tworzą kredyt i zobowiązują się do świadczenia w przyszłości równoważnej mu pracy, a sam kredyt nie pochodzi z czyichś wyrzeczeń, ale z prawa bankowego, nie ma powodu, aby obciążąć kredytobiorców odsetkami – wystarczy pobierać od nich opłatę za obsługę likwidacji zobowiązania.

Pieniądze traktuje się w komplementarnych systemach jako dobro społeczne, którego sens polega w głównej mierze na organizowaniu ekonomicznej wymiany. Pieniądz jest użyteczny, kiedy jest w ruchu, a gdy stoi, to jakby był zatorem w kwiobiegu.

Wzmacnianie motywacji obywateli do przetrzymywania i gromadzenia pieniądza za pomocą odsetek od depozytów jest równoważne umacnianiu tendencji centralistycznej realizowania w następstwie tego gromadzenia coraz większych projektów, najczęściej zbrojeniowych lub strategicznych. Jednak pieniądze bez pracy mogą się mnożyć tylko w jeden sposób – poprzez wzrost czyjegoś wyzysku, a więc wzrost przemocy i lęku. Jest to paragraf 22 obecnego systemu bankowego, który mnożenie pieniędzy ma wpisane w swoją konstytucję.

W alternatywnych projektach ekonomicznych miejsce odsetek zajmuje ich przeciwieństwo – procent ujemny – będący faktycznie opłatą płaconą przez depozytariuszy wkładów oszczędnościowych za ich przechowywanie i za spowalnianie obrotów. Wychodzi się tu z założenia, że to depozytariusze powinni płacić, bo po pierwsze mają z czego, a po drugie tylko ich decyzja wydawania-niewydawania oszczędności jest prawdziwie suwerenna.

Twórcy komplementarnych systemów rynkowych dowodzą w coraz liczniejszych eksperymentach prowadzonych w zróżnicowanych warunkach, że dla pełnego dobrobytu i szczęścia ludzkości nie trzeba wcale tylu pieniędzy kredytowych, ile krąży obecnie w świecie. Małe transze kredytu społecznego, obracającego się w szybkim tempie w lokalnych społecznościach, są w stanie zapewnić ludziom dostęp do wszystkich podstawowych dóbr konsumpcyjnych i uniezależnić ich od dotacji, zapomóg socjalnych i kredytów.

Budowanie alternatywnej platformy ekonomicznej, zapewniającej takie naturalne podstawy bytu, nie jest proste z powodów psychologicznych, gdyż jest to w istocie budowanie nowego modelu relacji społecznych, bardziej partnerskich, niż konkurencyjnych, nie podlegających więc modelowi lansowanemu powszechnie przez dominujące ośrodki akademickie i media. Działające modele są już jednak technicznie i organizacyjnie dostępne, więc czekają tylko na świadomość, kiedy ta nadąży za bazą.

Dopiero bowiem w warunkach zrealizowanego modelu ekonomii komplementarnej obywatele będą mieli swobodę wyboru, czy tworzyć kredyt bankowy, oprocentowany, z którego zyski są przeznaczae na finansowanie wielkich przedsięwzięć nadzorowanych przez elity, czy też własną pracą tworzyć kredyt społeczny, nieoprocentowany, wzbogacający lokalne społeczności, wśród których się żyje. Dopiero rynek z takim wyborem będzie prawdziwie wolnym rynkiem.

Praktyka
Mnogość systemów walut komplementarnych działających w świecie świadczy o tym, że budowanie funkcjonalnego modelu nowej odmiany ekonomii weszło w fazę eksperymentalną, gdzie porównuje się różne rozwiązania, aby wyłonić te najbardziej efektywne, które nadają się do powielenia w różnorodnych warunkach.

Wydaje się, że podstawowe parametry modelu ekonomii komplementarnej zostały już zdefiniowane. Należy do nich bezodsetkowy kredyt i maksymalnie uproszczona rachunkowość oraz sprawozdawczość, dające w grze gospodarczej przewagę tym, którzy sie takim modelem posługują. Debata ekonomistów zajmujących sie tym tematem koncentruje sie obecnie wokół kilku drugoplanowych zagadnień, jak wymienialność lokalnej waluty na waluty narodowe, stopień jej anonimowości czy rodzaj gwarancji i zabezpieczeń, jakie powinna posiadać.

Atutem modeli ekonomii komplementarnej staje się także ich nowoczesność, tak pod względem strukturalnym, jak i technologicznym. Bezwład tradycyjnych struktur bankowych jest proporcjonalny do ich wielkości. Struktury nowe nie mają takich obciążeń. Są zaprojektowane jako sieci rozproszone autonomicznych kręgów wymiany, liczących maksymalnie 150 uczestników. W takich niewielkich kręgach łatwo jest adaptować najnowsze techniki, aby nie tylko dorównać w poziomie usług standardowi bankowemu, ale nawet go przewyższyć. Wystarczy do tego podstawowa wiedza bankowa, dobry serwer z odpowiednim oprogramowaniem, oraz niewielki zasób gotówki na ful wypas - system kart chipowych i transaktorów, umożliwiających przeprowadzanie transakcji z karty na kartę bez dostępu do komputera.

Oprogramowanie dla lokalnych kręgów banków czasu, z wysokim poziomem zabezpieczeń i wszystkimi funkcjami umozliwiającymi wygodne przeprowadzanie transakcji – jest dziś za darmo dostępne w sieci. Dzięki temu sięgnąć po nie może nawet pojedyncza organizacja czy grupa znajomych, którzy zainicjują taki system w swoim środowisku.

Przykladem wdrożonego rozwiązania alternatywnej ekonomii jest w Polsce platforma chronometryczna portalu Czysta Kraina, wykorzystująca model banku czasu Regiopolis, zbudowany na wolnym oprogramowaniu Cyclos, które powstało w wyniku międzynarodowej współpracy programistów i projektantów systemów walut komplementarnych (www.czystakraina.pl).

Wszystkie rozliczenia pracy wolontariackiej lub współpracy partnerskiej w ramach tej platformy dokonywane są bez udziału pieniędzy, za to przy użyciu wewnętrznej miary, jaką jest czas. Jednostka rozliczeniowa w modelu Regiopolis odpowiada 6 minutom aktywności na rzecz dowolnego projektu spolecznego, artystycznego lub gospodarczego. Dzięki karcie chipowej, na której przechowywane są informacje o subkontach, możliwe jest symultaniczne rozliczanie udziału partnerów w wielu projektach. Rejestracja multipracy odbywa się bez zbędnej biurokracji i przy znikomych kosztach.

Na podobnej zasadzie, w formule częściowych rozliczeń w walucie komplementarnej, działa też w Polsce platforma wymiany barterowej BCI Barter, adresowana do środowisk małego i średniego biznesu. Coraz częściej można też spotkać organizacje pozarządowe lub grupy osób organizujących się w rejonach bezrobocia lub gospodarczej stagnacji za pomocą systemamów typu LETS czy Woergl.

Kręgi banków czasu, powstające na całym swiecie, to początek procesu przepoczwarzania się ekonomii tradycyjnej, zbudowanej na lęku, przemocy i pryncypiach ery przemysłowej, określonych ponad 300 lat temu, w ekonomię ery informacji skonstruowaną na miarę osiągnietego postępu technologicznego, ekonomię sterowaną mikroprocesorami i zapewniającą optimum światowej produkcji przy minimum wkładanej w nią energii.

Świt ekonomii radości, ekonomii synergistycznych relacji międzyludzkich opartych na powszechnym i zrównoważonym wykorzystywaniu światowych zasobów przyrody i wiedzy, to zadanie dla całej ludzkości, ale i dla każdej społeczności z osobna,. W efekcie to zadanie dla każdego z nas.