Aleksandra Kosakowska
Labirynt kobiecej inicjacji
Kobieta nie przeżyje
tylko dzięki swemu oddechowi
musi znać
głosy gór
musi dostrzegać
wieczność błękitnego nieba
musi pływać z
nieuchwytnymi ciałami
kobiet nocnego wiatru
które zaprowadzą ją
w głąb siebie...
wiersz indiański
Trudno dziś o mądrą kobietę. Nie chcę przez to powiedzieć, że łatwiej o mądrego mężczyznę. Odnośnie nas - kobiet - muszę natomiast przyznać się, że zgubiłyśmy drogę do mądrości - ścieżkę inicjacji. W konsekwencji błąkamy się próbując potwierdzić swą wartość poprzez umalowane paznokcie, wypełniony silikonem biust czy inne zewnętrzne atrybuty, czyniące nas obiektem męskiego pożądania. Bądź też przeciwnie - stajemy do rywalizacji na męskich zasadach, starając się udowodnić, że my TEŻ potrafimy rządzić, wspinać się po szczebelkach hierarchii czy zyskiwać tytuły glejtujące nasz intelekt.
Nie dostrzegam w tym mądrości.
Mądrość pozostała w baśniach. Gdy parę lat temu ukazała się na rynku książka Clarissy Pinkoli Estes "Biegnąca z wilkami" po raz pierwszy zetknęłam się z jawną interpretacją baśni pod kątem zawartych w nich archetypów obrazujących drogę kobiecej inicjacji - drogę do dojrzałej, wewnętrznej kobiecej mądrości. Książka Estes była bestsellerem i to coś znaczy, z pewnością nie klasyfikowała się jednak w obszarze kultury popularnej. Czytając ją miałam wrażenie, że odkrywam świat zapomniany, tajemny, ukryty przed profanami. Kilka dni temu świat ten otworzył się przede mną w kinie Helios w olsztyńskim Centrum "Alfa".
Byłam zupełnie nieprzygotowana na tego typu spotkanie, chciałam przecież jedynie obejrzeć baśniową historię z fascynującym mnie motywem labiryntu. "Labirynt Fauna" Guillermo Del Toro skonfrontował mnie tymczasem z najgłębszym przekazem na temat ścieżki kobiecej inicjacji i to w sposób, który poruszył dno mego brzucha.
Trzy archetypy kobiecości
Dojrzała kobieta to ta, która przebudziła w sobie Dziewicę, Matkę i Czarownicę-Staruchę. Archetypy Dziewicy i Matki są nam względnie bliskie. Przez tysiąclecia promowane jako jedyne właściwe wzorce kobiecości, stały się punktem odniesienia dla Matki-Polki, siostry zakonnej czy Ślubującej Dziewicy, w każdej z nich przejawiając się jednak w sposób wynaturzony, bo odcięty od całości trójjednego archetypu.
Postacią symbolizującą pierwotną Dziewiczość jest Kore. Kore to przede wszystkim naiwność, naiwna ufność i beztroska, które filmowej Ofelii każą bez wahania wejść do labiryntu, rozmawiać z Faunem, przyjąć od niego księgę instrukcji i wykonywać je bez myślenia o konsekwencjach. Naiwność wynika oczywiście z braku doświadczenia, z dziecinnej wiary w dobro świata i niezadeptanej jeszcze otwartości. Łączy się z nimi ciekawość i pragnienie przeżycia przygody, które pozwalają dziewczynce wejść do ciemnego lasu zapominając o lęku. W tej to właśnie dziewiczej naiwności tkwi pierwiastek inicjujący. Kore to bowiem ta, która odważnie manifestując swą niepohamowaną kreatywność, w spontanicznym działaniu uruchamia transformację, inicjując rozwój[1]. Dzieje się tak, ponieważ bezmyślna prostoduszność naraża dziewczynę na szereg niebezpieczeństw. Jak mityczna Kore może stać się ona ofiarą porwania, jak Ofelia może zetknąć się z pragnącymi ją pożreć potworami czy narazić się bezwzględnemu, zdolnemu do mordu ojczymowi. Na Dziewicę zewsząd czyhają zagrożenia i zawsze nosi ona w sobie potencjał stania się Ofiarą. W tym jednak właśnie tkwi jej siła transformująca, bo - jak pisze Estes[2] - "jeśli nie odważysz się wejść do ciemnego lasu, nic się nie zdarzy" - pozostaniesz naiwną dziewczynką.
Demeter i Hekate to upostaciowienia dwóch biegunów archetypu Wielkiej Matki - Jej ochronnego i krwiożerczego aspektu. Ani Matka, ani Starucha nie jest z pewnością naszą kochaną, łagodną, wiecznie gotową do poświęceń mamą. Matka to przede wszystkim bóstwo chtoniczne, przesiąknięte potęgą żywiołu ziemi, nieporuszone, ale i totalnie przyjmujące w swym nieporuszeniu, napełnione obfitością, lecz w żadnej mierze rozrzutne czy dające się wykorzystywać, gdyż ukierunkowane na wykarmienie jedynie własnego, nie czyjegoś, potomstwa. Demeter to matka, która jest gotowa umrzeć, by ochronić swe dzieci, to kobieta, która zostawia wszystko i schodzi do piekieł, by odnaleźć córkę. Jest to ten aspekt w kobiecie, który w swej instynktownej mądrości doskonale wie, co jest najważniejsze i umie poświęcić wszystko inne, by tego bronić.
Hekate to wiedźma, starucha, mieszkanka piekieł, poprzez krew powiązana z Księżycem. To ona wysyła potwory nękające Dziewicę, składa ofiary z niewinnej krwi, organizuje rytualne orgie i stawia przed bohaterką trudne zadania, jest bowiem Wielką Inicjującą. Hekate nie da się, jak matka, zabić w obronie swych celów, to ona będzie tą, która zabije. Wiedźma to najbardziej wyparty z kobiecych archetypów. O ile dwa pierwsze uległy "wybieleniu" w kulturze chrześcijańskiej, trzeci został całkowicie odcięty i potępiony. Płonące na stosach czarownice, oskarżane o orgie na łysej górze, pogardzane dziwki czy obrzydliwe baby jagi to wszystko wypaczone wyobrażenia znienawidzonej Hekate, Matki Ciemności, która jest gotowa wystawić swe dziecko na śmierć, byleby przeprowadzić je przez bramy inicjacji, tak, jak jest gotowa zabić każdego, kto stanie na drodze jej dziecka.
Postaci Kore, Hekate i Demeter składają się na archetyp Wielkiej Bogini, której mądrość ma źródło w instynkcie. Wielka Matka jest znawczynią Życia i Śmierci, nie waha się bowiem kreować, ale też umierać i zabijać w obronie tego, co stworzyła. Kobieta, która pragnie obudzić w sobie jej mądrość musi uwolnić własną dziewiczą spontaniczność i niewinność, aby zapominając o lęku - wejść do labiryntu. Czeka ją tam konfrontacja z przerażającym niebezpieczeństwem, obłędem i śmiercią - tym wszystkim, co jako jedyne jest w stanie obudzić w niej prawdziwą instynktowną mądrość, dającą moc tworzenia, obrony i zabijania w imię Prawdziwego Życia.
Droga przez labirynt
Kto wnika do "wnętrza", ten po drodze znajduje się w podróży,
którą podejmie sam lub zostanie do niej nakłoniony (...)
W podróży tej jest wiele możliwości zboczenia z drogi -
- zatracenie się w chaosie, częściowe niepowodzenie, ostateczna katastrofa;
jest także wiele okropności, którym trzeba się przeciwstawić
i które może uda się pokonać ale może i nie.
Ronald D. Laing
Labirynt to przestrzeń inicjacji. Jak pisze Angelika Aliti: "Sens labiryntu polega na utracie możliwości zmysłowego postrzegania świata zewnętrznego; można by to określić jako utratę orientacji zewnętrznej w celu całkowitej koncentracji na własnych przeżyciach wewnętrznych. Ten, kto choć raz w życiu balansował na krawędzi obłędu, doskonale wie, o czym mówię. W czasie obłędu podlegamy osobliwemu i pełnemu konfliktów procesowi, którego podstawą są protest i bunt przeciwko temu, czego chce od nas świat, oraz temu, co w naszym wnętrzu domaga się w niezrozumiały dla nas sposób prawdziwego życia. Mimo, że na razie nie da się tego w ogóle zrealizować, albowiem nigdy jeszcze nie słyszeliśmy o tym, by człowiekowi wolno było żyć według własnego przekonania, nie ponosząc za to kary i nie ściągając na siebie potępienia. Są w obłędzie chwile całkowitej bezradności, w których nasza świadomość uczestniczy jedynie poprzez ich postrzeganie, ponieważ jesteśmy we władaniu innych mocy: wydaje nam się, że przyszło nam już umrzeć i ogarnia nas wielki strach, gdy czujemy, jak nieskończenie samotny jest człowiek w świecie. Ten, którego dusza zetknęła się kiedykolwiek z takimi problemami, wie również, jak trudno jest stamtąd powrócić, a jak łatwo pozostać tam duchem i tkwić tak między światami".[3]
Tak w "Labiryncie Fauna", jak w baśniach omawianych przez Estes, by stać się dojrzałą kobietą dziewczynka musi stracić matkę. Pozbawiona zostaje tym samym ochrony i poczucia bezpieczeństwa, postawiona przed koniecznością samodzielnego zmierzenia się z zagrażającą rzeczywistością. Jest to element konieczny do przeżycia inicjacji, która odbywa się zawsze w poczuciu samotności, poza światem żywych, na granicy śmierci, gdzie podlegające indywiduacji Ja musi samo skonfrontować się z tym, co najstraszniejsze.
Ten, kto wchodzi do labiryntu wyjdzie stamtąd przemieniony lub nie wyjdzie wcale, jest to bowiem przestrzeń prób, których przejście wymaga obudzenia w sobie uśpionych obszarów psychiki i przekroczenia własnych małości. Ofelia musi pokonać lęk i obrzydzenie, by wejść pod korzenie drzewa zamieszkałego przez obślizgłą, starą ropuchę i wydobyć z jej wnętrza klucz. Jej przeczołgiwanie się przez ciasną, ciemną przestrzeń pełną ohydnych robali i błota to symboliczne zejście do własnego wnętrza, które przeczuwamy zazwyczaj jako brudne i cuchnące. Schodzenie tam budzi opór, lecz to tam właśnie znajduje się złoty klucz, otwierający drzwi inicjacji. Znamienne jest, że Ofelia nie waha się w tej sytuacji ubłocić nowej sukni sprezentowanej jej przez matkę na okoliczność uroczystego przyjęcia. Kiedy bowiem podejmiemy już decyzję o podróży do własnego wnętrza, świat zewnętrzny z jego oczekiwaniami, grą dobrych manier i tego, co wypada oraz należy, przestaje się liczyć. Znaczenie ma tylko podążanie za Procesem.
Kolejną próbą przed jaką staje bohaterka jest konieczność wykazania się odpornością wobec łakomstwa na pokusy tego świata. Prawdziwe podążanie za głosem własnego wnętrza nie jest bowiem możliwe jeśli dajemy się kusić atrakcjom oferowanym przez rzeczywistość. Nie chcę przez to powiedzieć, że same w sobie są one złe. Tak, jak winogrona, na które ostatecznie łakomi się Ofelia, tak żadne inne dobra materialne nie stanowią zagrożenia same w sobie. Jeśli jednak stajemy przed wyborem pomiędzy zjedzeniem ich a realizacją duchowego zadania, nawet dwa małe winogrona mogą sprawić, że na zawsze utkniemy w sali jadalnej Nienasyconego Potwora i ostatecznie zostaniemy przez niego pożarci. Potwór noszący oczy w dłoniach jest tu niewątpliwie symbolem nienasycenia, ukierunkowania na chwytanie i pożeranie (oczami i dłońmi zarazem) wszystkiego w polu widzenia. Jest tym, który pragnie pochłonąć wszystko, co ujrzy, by choć na chwilę zapchać swe puste wnętrze.
Realizacja trzeciego z postawionych przed Ofelią zadań przypada - nota bene - na pełnię Księżyca. Jest to niewątpliwie czas kulminacji mocy Wielkiej Bogini, jak też czas otwierający przestrzeń inicjacji, naładowany potencjałem przemiany, przesiąknięty krwią. Pełnia to czas składania ofiary. W tym miejscu uwidacznia się wyraźnie, wcześniej obecna w tle, postać Czarnego Zabójcy, którym w filmie Del Toro jest ojczym Ofelii - kapitan. Czarny Zabójca to postać powracająca w kobiecych snach, to mężczyzna czający się za rogiem, niebezpieczny i budzący lęk, gwałciciel i bezwzględny prześladowca. Pia Skogemann opisuje go jako ciemny aspekt ducha księżycowego[4], będącego wysłannikiem Wielkiej Matki. To on staje się narzędziem inicjacji Dziewicy. Relacje pomiędzy tymi postaciami doskonale obrazuje mit o Demeter. Hades - bóg podziemi - zostaje porywaczem Kory, lecz udaje mu się to tylko dlatego, że dziewczyna daje się omamić pięknem kwiatu narcyza, który wykwitł za sprawą Wielkiej Matki (w tym przypadku reprezentowanej przez Gaję). To Wielka Matka jest zatem tą, która wyznacza moment inicjacji - jej to przecież wysłannikiem jest Faun, przekazujący Ofelii księgę zadań. To ona zezwala na ofiarę i skazuje dziewczynę na konfrontację z Zabójcą. Demeter, jak Mercedes w "Labiryncie Fauna", będzie pragnęła ochronić dziecko przed Prześladowcą i wybawić je z jego rąk, ostatecznie jednak zamieszkująca podziemia Hekate skaże je na konieczność zmierzenia się z nim. Jest to bowiem jedyny sposób na odnalezienie wyjścia z labiryntu.
(...) Gdzieś stad musi być wyjście,
to więcej niż pewne.
Ale nie ty go szukasz,
to ono cię szuka,
to ono od początku
w pogoni za tobą,
a ten labirynt
to nic innego jak tylko,
jak tylko twoja, dopóki się da,
twoja, dopóki twoja,
ucieczka, ucieczka...
W. Szymborska, "Labirynt"
Wyjściem z labiryntu jest tylko i wyłącznie śmierć. Dlatego też Czarny Zabójca jest jednocześnie Przewodnikiem. Inicjacja, aby miała swą moc autentycznej przemiany osobowości, musi zawierać w sobie element konfrontacji ze śmiercią, przeżycia realnego nią zagrożenia, rozpaczliwego przed nią lęku i przekroczenia ich w imię czegoś więcej niż przetrwanie. To stanięcie przed wyborem pomiędzy "moje przetrwanie" a "Moje Prawdziwe Życie" i konieczność podjęcia decyzji o śmierci w imię Życia.
Śmierć pojawia się tu w swoich dwóch aspektach. Z jednej strony jest to gotowość jej zadania. Widzimy ją u Mercedes, gdy uwięziona przez kapitana na tortury, wyciąga ukryty nóż i rzuca się na niego - choć nie zabija, przenika ją żądza krwi, a w jej działaniu nie ma wahania. Także Ofelia, gdy decyduje się wlać całą fiolkę kropli usypiających do whiskey ojczyma, nie posiada skrupułów. To właśnie dzięki konfrontacji z Prześladowcą, który prowokuje walkę na śmierć i życie, w kobiecie budzi się bezwzględna czarownica - Hekate - gotowa zabić każdego, kto stanie jej na drodze.
Z drugiej strony konfrontacja ze śmiercią w procesie inicjacji to konieczność znalezienia w sobie gotowości poniesienia jej w obronie czegoś cenniejszego niż własne przetrwanie. Mamy tu ponownie przykład Mercedes, która otoczona kordonem żołnierzy pragnących zaprowadzić ją na tortury przed oblicze kapitana, decyduje się na samobójstwo. Woli bowiem śmierć niż poniżenie. Ostatecznie widzimy tu Ofelię, która wpada w ręce ojczyma, ponieważ nie zgadza się otworzyć drzwi do podziemi labiryntu krwią swego braciszka. To w tym momencie w dziewczynce budzi się Demeter - Matka chroniąca Życie ponad wszystko, gotowa poświęcić swoje przetrwanie w imię Czegoś Cenniejszego.
To właśnie konfrontacja ze śmiercią, uosobioną w postaci Czarnego Zabójcy, pozbawia Dziewicę jej czystej naiwności i zabarwia ją krwią Wielkiej Matki - gotowej zabijać i umierać, byleby pozostać sobą i móc tworzyć - rodzić i karmić swoje dzieci. To w tym momencie kobieta uwalnia energię drzemiącą na dnie jej brzucha, energię, która w swej instynktownej mądrości bezbłędnie podpowiada jej co jest najcenniejsze, czego naprawdę pragnie, w którą stronę powinna iść, by odnaleźć spełnienie - stałe poczucie bycia na właściwym miejscu i realizowania się we właściwym działaniu.
Prawdziwe zagrożenia
Jestem tym, na co się odważyłam.
Ja
Wejście do labiryntu własnego wnętrza zawsze łączy się z koniecznością poniesienia śmierci. Jest to oczywiście perspektywa przerażająca, w efekcie jednak przynosi wyzwolenie. Śmierć w labiryncie nie stanowi zatem rzeczywistego zagrożenia, jest jedynie próbą. Prawdziwe niebezpieczeństwo łączy się z utknięciem - przed wejściem do labiryntu lub w jego wnętrzu.
Przed wejściem do labiryntu utknie ta, która nie jest w stanie uwolnić w sobie Dziewicy - spontaniczności, otwartości, naiwnej ciekawości, pozwalającej choćby na chwilę zapomnieć o lęku przed konsekwencjami i wejść, po prostu wejść. W labiryncie utknie ta, którą sparaliżuje lęk przed śmiercią, która zgodzi się na tortury, byleby zachować swe marne życie. Spotkanie z Czarnym Zabójcą łączy się bowiem zawsze z niebezpieczeństwem opętania świadomości przez lęk. Pojawia się wówczas poczucie skazania na bycie prześladowaną, które może sprawić, że kobieta pozostanie ofiarą, nie przerodzi się do bycia Panią sytuacji, gotową zabijać i umierać w imię Prawdziwego Życia.
Co chroni przed utknięciem? Nieustanne wsłuchiwanie się w pragnienia swojego serca i odwaga, by naprawdę je realizować, bez względu na konsekwencje, bez względu na groźbę śmierci.
Wszystkie ścieżki są podobne do siebie: prowadzą donikąd.
Prowadzą przez gęstwinę lub w głąb gęstwiny.
[Tylko odpowiedź na pytanie:] Czy ta ścieżka obdarzona jest sercem?
[pozwala uniknąć zagubienia].
Jeśli tak, jest dobra, jeśli nie, nie zda się na nic.
Obie prowadzą donikąd, ale jedna obdarzona jest sercem a druga nie.
Jedna pozwala odbyć radosną podróż; póki nią podążasz, stanowicie jedność.
Druga sprawi, że przeklniesz swe życie.
Jedna przyda ci siły, druga cię osłabi.
C. Castaneda, "Nauki don Juana"
Gdzie w tym wszystkim rzeczywistość?
Wszystkie recenzje, jakie przeczytałam odnośnie "Labiryntu Fauna" mówią, że jest to film o dorastającej dziewczynce, która ucieka od okrutnej rzeczywistości w świat swojej bogatej wyobraźni. To właśnie usłyszysz, gdy zdecydujesz się wejść do labiryntu. Świat pragnie i będzie pragnął przekonać nas, że proces, który przeżywamy głęboko w swoim wnętrzu jest jedynie efektem imaginacji, jest zatem nieistotny, a na pewno nie na tyle, by stanowić wyznacznik dla podejmowanych decyzji czy działań.
Prawda jest taka, że proces ten dzieje się pod spodem, niedostrzegalnie dla innych, manifestuje się jednak na zewnątrz. W "Labiryncie Fauna" obrazuje to przykład drzewa figowego - widać jego obumieranie, ale nikt nie wie, że ma ono miejsce z powodu obślizgłej ropuchy, mieszkającej w jego korzeniach i żywiącej się jego sokami. Ropuchy nie widać i nikt racjonalny nie uwierzy, że to jej sprawka. Ktoś powie, że drzewo jest już stare, ktoś inny będzie próbował użyźnić wokół glebę, czy spryskać je jakimś cudownym środkiem, ale dopóki nie zejdziesz tam, w głąb, by rozprawić się z ropuchą - twoje drzewo będzie obumierać.
Największym problemem bywa w tym przypadku zamknięcie oczu na rzeczywistość i przyznanie racji baśni. Nasz cholerny racjonalizm każe nam podważać baśń, jak matka Ofelii napomina nieustannie, że jesteśmy już za duże, żeby czytać bajki. Każe zlekceważyć śmierdzącą ropuchę i natrętnego Fauna i zająć się - normalnie, jak wszyscy - zarabianiem pieniędzy, karierą, domem, dziećmi, mężem, studiami, zabezpieczaniem przetrwania. Na niekorzyść baśni przemawia fakt, że posługują się one symbolami, a te zawsze można odrealnić, odkonkretyzować. No bo jaki labirynt? Jaka śmierć? Widzisz tu jakąś wróżkę? Tu mi tramwaj jedzie, a nie jakaś tam Wielka Bogini. Film Del Toro idealnie pokazuje dramat współistnienia tych dwóch światów i dramat poruszania się pomiędzy nimi. Dla racjonalnego świata każdy z naszych wyborów dyktowanych logiką wewnętrznego procesu, zawsze pozostanie niezrozumiały, śmieszny i żałosny, ale to ten właśnie fakt czyni baśniową symbolikę aż do bólu rzeczywistą. Śmierć w labiryncie to bowiem nic innego jak śmierć dla tego świata. Różne ma ona oblicza - umieramy decydując się sprzeciwić oczekiwaniom rodziców odnośnie naszej kariery życiowej, umieramy odchodząc od zaborczego partnera, od którego jesteśmy finansowo zależne, umieramy zostawiając dobrze płatną pracę, w której czułyśmy się puste, umieramy decydując się urodzić nieślubne dziecko. Umieramy zawsze, gdy idziemy za pragnieniem z dołu brzucha, pokonując zsyłany przez Prześladowcę lęk przed konsekwencjami, utratą środków do życia i tym, co ludzie pomyślą. Stajemy się zdolne do mordu, gdy w imię tych dolnobrzusznych pragnień jesteśmy gotowe zlekceważyć poczucie zawodu rodziców, gdy bez skrupułów pozbywamy się poczucia winy wobec porzuconego partnera, gdy zostawiamy tę cholerną pracę, w dupie mając odpowiedzialność za rozpoczęte projekty, gdy rodzimy to dziecko z godnością, pierdoląc co pomyślą sąsiedzi.
I wtedy stajemy się Prawdziwe.
Jakkolwiek okrutne, bezmyślne, nieodpowiedzialne i bezwstydne nie byłybyśmy w oczach świata, nasze Życie przestaje być męczącą walką o przetrwanie w ciemnych korytarzach labiryntu, przestaje być skamleniem o łaskę i ofiarnym posłuszeństwem, staje się otwartą przestrzenią wyrażania Prawdy o Sobie, przestrzenią, w której to, kim jesteśmy - jakiekolwiek byśmy nie były - przepełnione jest godnością i mocą Wielkiej Bogini - znawczyni Życia i Śmierci.
I wtedy figowiec rozkwita na nowo.
Pragnę Pełni
I nic mniej
mnie nie zaspokaja
Próbowałam różnych faz
lecz nigdy nie byłam
bliżej
niż w sobie
Księżyc można objąć,
gdy jest się kobietą -
- w Pełni.
Aleksandra Kosakowska
Aleksandra Kosakowska
zorka.ja@interia.pl
przypisy
[1] Pia Skogemann, Kobiecość w rozwoju, Warszawa 1995, s. 90-100.
[2]Clarissa Pinkola Estes, Biegnąca z wilkami. Archetyp dzikiej kobiety w mitach i legendach, Poznań 2001
[3] Angelika Aliti, Dzika kobieta. Powrót do kobiecej energii i władzy, Gdynia 1996, s. 174
[4] P. Skogemann, Kobiecość w rozwoju..., s. 137-145.
tekst opublikowany po raz pierwszy w portalu www.taraka.pl